środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Wydawałoby się, że na takim ważnym skrzyżowaniu, gdzie jest rozjazd dróg północ - południe i wschód - zachód oraz gdzie samochody nie jadą szybko, złapanie okazji do pobliskiego rozjazdu w Cardel nie powinno być trudne. Z pustym żołądkiem czekam jednak wiele godzin bez skutku. W końcu znudzony tkwieniem w jednym miejscu maszeruję w upale przed siebie, licząc, że gdzieś blisko jest jakaś osada, gdzie będę mógł kupić coś do jedzenia i picia. Marsz w moich butach z całkowicie zniszczonymi podeszwami do przyjemności nie należy, a już z pewnością nie po rozgrzanym asfalcie (poboczem nie da się iść, bo tuż za krawędzią drogi jest stromo). Posilam się dopiero po południu po dojechaniu do Cardel. Nareszcie syty staję na szosie. Nawet nie zdążam podnieść kciuka, gdy zatrzymuje mi się ciężarówka. Niesamowity zbieg okoliczności, z tym kierowcą już kiedyś jechałem. W Xalapa mam dwie pary znajomych, tym razem pragnę odwiedzić parę poznaną w grudniu.