środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Utila - plaża
Bilet w obie strony kosztuje 250 lempira, Prom to nowoczesna łódź motorowa dla 200 pasażerów, a dystans 40 km przepływa w ciągu jednej godziny. Utila to jedna z Wysp Zatokowych, ma 10 km długości i 3 km szerokości. Jest tu tylko jedna miejscowość (też Utila) mająca 6000 mieszkańców. Cała miejscowość żyje z turystów. Są tu hoteliki, kwatery prywatne, bary, restauracje, a przede wszystkim centra nurkowania. To ponoć najtańsze na świecie miejsce do nauki nurkowania. Przeważa ludność czarna, ale nie brak i Metysów i białych. Z trudem udaje mi się znaleźć nocleg poniżej 100 lempira. Wszystko jest oczywiście droższe niż na lądzie stałym i pomimo, że pogoda nie jest specjalnie ładna, jest mnóstwo turystów, przede wszystkim amatorów nurkowania na rafach koralowych. Miejscowość ma dwie ulice, jedną wzdłuż brzegu i drugą odchodzącą od przystani trochę w głąb wyspy, więc wieczorem spaceruję po osadzie, którą można szybko poznać. Plaże są maleńkie, a brzegi porośnięte głównie roślinnością namorzynową. Na tym kilkudziesięciometrowym pasku plaży miejscowa ludność urządza wieczorny piknik przy dwóch różnych muzykach. Z jednej strony wyje z głośników muzyka europejska, z drugiej miejscowa. Główną atrakcją wyspy nie są jednak plaże tylko rafy koralowe blisko brzegu. Nie mam wprawdzie zamiaru robić kursu nurkowania, ale chętnie ponurkuję blisko brzegu z maską i fajką.
Od rana jest upalnie, a na niebie słońce i kilka chmur.
Utila - naturalne kanały z namorzynami
Pomiędzy rafami woda jest trochę mętna i nawet z maską rafy wydają się być nieco zamazane. Rafy są tuż pod powierzchnia wody i żeby się nie pokaleczyć w trakcie przepływania trzeba wyszukiwać korytarze, które są nieco głębiej. Szerokość przybrzeżnej rafy nie jest duża, najwyżej 50-60 metrów, później schodzi mocno w głębinę. Kolorowych ryb nie jest zbyt dużo. Późnym popołudniem idę na spacer w głąb wyspy. To teren niezamieszkały, głównie ogrodzone drutem kolczastym pastwiska i trochę rzadkich lasów, ale prawie wszystkie drzewa są połamane (to skutki tornad). Wąskie dróżki, którymi idę są błotniste, a gdzieniegdzie są takie kałuże, że trudno przejść. Na drugą stronę wyspy nie dochodzę, bo zbliża się wieczór, a ja nie mam zamiaru po ciemku grzęznąć w błocie.
Na drugą stronę wyspy można przepłynąć kajakiem naturalnym kanałem dzielącym wyspę ma dwie części. Wypożyczam kajak (pół dnia za 60 lempira) i płynę najpierw kilkaset metrów przy brzegu wzdłuż rafy koralowej, potem wpływam do niewielkiej laguny. Naokoło namorzyny, ale dość łatwo odnajduję wąski kanał i w ciszy posuwam się wolno do przodu. Wolno, bo jest bardzo pięknie i dlatego, że niekiedy jest tak wąsko, że trudno wiosłować. Namorzyny tworzą cienisty tunel. Po drodze obserwuję różnej wielkości kraby, trochę ptaków i iguany.
Utila - wśród mangrowców
Kanał jest płytki i zamulony i ma ok. 3 km długości. Od strony północnej wpada do niewielkiej zatoki otoczonej skrawkami piaszczystych plaż, na których rosną mizerne palmy kokosowe. Ok. 100 m od brzegu jest rafa, na której załamują się fale tworzące niewielką białą kipiel. Dobijam do plaży, zostawiam kajak i z trudem przechodzę na głębszą wodę, aby się wykąpać. Dno jest bardzo ostre od rafy i od muszli, a wolnych i piaszczystych miejsc prawie nie ma. Pływanie jest dużą przyjemnością, bo woda jest ciepła i średnio słona. Po takiej przyjemności chcę jeszcze zobaczyć z bliska kipiel na rafie. Niepotrzebnie. Kilkakrotnie zahaczam dnem kajaka o rafy, a do tego kilka fal przelewa się przez kajak Muszę dobić do brzegu, aby wylać wodę z kajaka. Wracam również kanałem.
W nocy pada rzęsisty deszcz, a w dzień niebo jest całkowicie szare od chmur. Chcę opuścić wyspę, ale prom nie kursuje (ponoć z powodu złej pogody przy lądzie stałym). Są dwa promy, ale jeden kursuje, więc podejrzewam, że to nie pogoda, ale może brak pasażerów jest rzeczywistą przyczyną przerwy w rejsach. Mój bilet jest ważny tylko na ten prom, który dziś nie pływa, więc nie pozostaje mi nic innego, jak zaczekać do jutra. Trochę komplikuje to mój zamiar nabycia wizy Belize w San Pedro Sula, bo zbliża się koniec tygodnia, a w brzydkim mieście nie mam zamiaru spędzić weekendu w oczekiwaniu na otwarcie konsulatu.
Nie dość, że jest chłodno, to jeszcze siąpi deszcz, dobrze, że prom dziś pływa, więc zgodnie z planem ruszam o 9:45 w kierunku La Ceiba. Spora fala buja promem, wieje silny wiatr, a na niebie wiszą ciężkie chmury z których nieustannie siąpi drobny deszcz. W drodze do San Pedro Sula nie ma żadnej widoczności z powodu nisko wiszących chmur