środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Niewielkim statkiem opuszczam Granada. Rejs na wyspę Ometepe trwa 4 godziny. Wyspę o powierzchni 265 km2, tworzą dwa wulkany. To ponoć największa wyspa na jeziorze słodkowodnym na świecie. Jest ciemno, gdy statek dobija do maleńkiej przystani w pobliżu Altagracia. Na pasażerów (w większości tubylców) czekają pickupy. Na całej wyspie nie ma asfaltowych dróg, tylko kamienne i pyliste drogi polne. Za 2 km kierowca kasuje od każdego 10 cordoba (to bardzo dużo), zaś oferty najtańszych noclegów zaczynają się od 60 cordoba, więc żałuję, że nie zostałem na przystani i nie rozbiłem namiotu nad wodą. Idę na skraj osady i tam na czysto wysprzątanym podwórku pewnej licznej rodziny znajduję miejsce na rozbicie namiotu. Stawianie namiotu to tak duża atrakcja dla wszystkich, że odrywają się od oglądania jakiegoś serialu w telewizji, by popatrzyć, jak rozbijam mój mały hotelik. Murowany dom gospodarzy ma dwie izby z klepiskiem zamiast podłogi. Jedno pomieszczenie to kuchnia, drugie to salon ze sprzętem RTV stojącym na cegłówkach oraz kilka plastykowych krzeseł. Dom jest kryty blaszanym dachem, a na strychu są materace, na których śpi cała, liczna rodzina.