środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Syracuse, to kolejne spokojne miasteczko na szlaku Santa Fe. Idąc ulicami można się nieco wczuć w atmosferę sprzed wieku, w centrum jest wiele charakterystycznych budynków z tamtych czasów, z głośników płynie spokojna muzyka. W stanie Kansas przekraczam któryś raz z rzędu strefę czasową (tym razem jestem w strefie czasu centralnego). Kolację na poboczu drogi z przepięknym widokiem na czerwono zachodzące słońce przerywa mi szeryf, któremu muszę tłumaczyć co tu robię. Na nocleg staję przy wjeździe do Fort Larned. Nie tylko kolacja, ale i sen w środku nocy zostaje przerwany przez stróżów prawa, czyli szeryfów. Szczerze powiedziawszy mam już dość tego ich częstego czepiania się i tłumaczenia, że nie pracuję, tylko podróżuję turystycznie. Wygarniam im to i wizyta po dwóch minutach kończy się. Mogę kontynuować sen.
Tak wspaniałej pogody szkoda na tak nieatrakcyjny teren. Zwiedzenie Fort Larned nie zajmuje mi dużo czasu. Kilka murowanych baraków zbudowanych na planie prostokąta jesr starannie utrzymanych i pieczołowicie odtworzonych, tak jakby żołnierze przed chwilą wyszli.