środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Park narodowy Cerro Verde - krater wulkanu Santa Ana
Jadę do parku narodowego Cerro Verde. Szosa biegnie niekiedy krawędzią olbrzymiego krateru z jeziorem Cuatepeque. Wysiadam na skrzyżowaniu, z którego jest jeszcze 14 km pod górę do Cerro Verde. Zbliża się wieczór, więc idę pieszo aż do domostw wśród plantacji kawy, gdzie za przyzwoleniem rozbijam namiot będąc obserwowanym przez całą rodzinę. Chata moich gospodarzy, u których mam namiot to szopa obita deskami, dyktą i blachą. Wewnątrz na klepisku stoi kilka mebli - prymitywny stół i dwie ławy i wiszą hamaki. Oprócz tego jest gliniany piec z paleniskiem w jednym rogu, zaś w drugim mały silos na kukurydzę. To bardzo biedna rodzina, nie ma prądu ani bieżącej wody. Mają kawałek pola z kukurydzą i pracują również przy zbiorach kawy. Wieczorem cała rodzina (mąż, żona i pięcioro dzieci) siedzi przy lampie naftowej i łuska kukurydzę. Przy kawie rozmawiamy do późna.
Cerro Verde to jeden z trzech wulkanów nad jeziorem Cuatepeque. Wulkan Cerro Verde jest porośnięty dżunglą, wulkan Santa Ana jest aktywny, a z krateru wydobywa się dym i na niego można wejść, trzeci wulkan, niedawno utworzony Izalco jest również dymiący, ale stożek jest bardzo sypki. Wstęp do parku kosztuje 1 usd. Oprócz mnie na placu jest kilku turystów. Na Santa Ana można iść tylko z przewodnikiem i w obstawie policjantów. Koszt przewodnika to 1 usd od osoby. O 11:00 wychodzimy - dwóch przewodników (Diego, 9 lat i Teo, 15 lat), dwóch uzbrojonych w karabiny maszynowe policjantów oraz pięciu turystów - jedna Włoszka, dwóch Yankesów, jeden Norweg i ja. Najpierw schodzimy w dół na przełęcz, z której widać wulkan Izalco (wkrótce niknie w chmurach), potem pniemy się ostro pod górę na wulkan Santa Ana. Po dwóch godzinach stajemy na krawędzi krateru. Widok dna dymiącego krateru jest piękny. Na dnie jest również mały staw. Sam szczyt wulkanu to żużel i popiół. Krawędzie są poszarpane, bardzo kolorowe i gdzieniegdzie dość sypkie, a wewnętrzne ściany krateru żółte od siarki. Jest pochmurnie i jest ograniczona widoczność, nie widać ani Cerro Verde, ani Izalco, choć są stosunkowo blisko, a leżące u podnóża jezioro Cuatepeque z wyspą w kształcie małego stożka prześwituje tylko chwilami. Jestem jednak bardzo zadowolony, że sam krater, na którym jestem, widać doskonale. Pół godziny wystarcza na podziwianie dymiącego krateru z bardzo bliska, a nawet gdyby nie wystarczyło, to i tak dłużej nie można oglądać, bo i ten szczyt otulają chmury i schodząc już wkrótce go nie widać.