środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Dojeżdżam do śluzy Gatun od strony Atlantyku. Znów jestem za późno, taras widokowy jest już zamknięty. Szukając noclegu trafiam na byłe osiedle pracowników z USA. Pięknie wystrzyżona trawa, ładne, białe drewniane domy na pagórkach wśród rzadkich starych drzew - wszystko puste. Dostrzegam jednostkę straży pożarnej i uzyskuję zgodę na rozbicie namiotu. Miejsce jest idealne, niestety w trakcie rozbijania namiotu zjawia się ochrona kanału i zakazuje obozowania - poza godzinami zwiedzania w strefie kanału nikomu nie wolno przebywać. Nie pomagają ani moje prośby, ani wstawienie się strażaków. Jestem w sytuacji patowej. Jest ciemno, a do najbliższej osady poza strefą kanału jest kilkanaście kilometrów. Widzę, że i ochroniarze nie bardzo wiedzą co ze mną począć i wydaje się jakby się wahali. Na to przyjeżdża szef ochrony i wzywa telefonicznie policję. Po kilkunastu minutach nadjeżdża samochód terenowy i wyskakuje z niego suchy, wysokiej rangi oficer policji, bo wszyscy stają przed nim na baczność, a on głośno wszystkich sztorcuje. Zastanawiam się, co ze mną będzie, ale po wyładowaniu złości szef policji podchodzi do mnie i spokojnie wysłuchawszy moich tłumaczeń proponuje nocleg w pobliżu jednostki policji.