środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Obszar między obecną stolicą Tegucigalpa a byłą stolicą Comayagua to góry porośnięte lasami sosnowymi. Kolonialne miasto ma parterowe centrum z kilkoma ładnymi kościołami z XVI i XVII wieku i jest odrestaurowane oraz czyste, ulice utwardzone, a chodniki równe. W samym centrum trafiam do bardzo miłego i spokojnego hoteliku. Punkty usługowe są w ładnie wystrojonych pomieszczeniach, a ceny są podobne jak w spelunkach w Tegucigalpa. Do wieczora spaceruję i dużo przesiaduję na plaza central, bo od czasu do czasu wygląda słońce i jest przyjemne ciepło. Miasteczko i jego senna atmosfera bardzo mi się podobają, więc postanawiam zatrzymać się tu na dwie noce.
Rano jest wprawdzie trochę chmur na niebie i wieje wiatr, ale z biegiem dnia robi się coraz bardziej słonecznie i ciepło. Dzień spędzam bardzo leniwie, trochę spacerując trochę przesiadując na plaza central i rozmawiając z sąsiadami. Wyczuwam sporą sympatię w stosunku do Yankesów, a to dlatego, że moi rozmówcy albo pracowali w USA, albo marzą by tam wyjechać do pracy. Ich wiedza geograficzna ogranicza się tylko do krajów sąsiednich i USA oraz do państw gdzie aktualnie są wojny, czyli Izrael, Afganistan i Irak, bo o tym mają codziennie wiadomości w telewizji.