środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Puerto Limon, największy port Kostaryki to duże miasto, ale z nijakim budownictwem. Ludność w przeważającej mierze czarna, Za nocleg w spokojnym i schludnym hotelu płacę 1750 colones. Przy zachodzącym słońcu idę jeszcze na spacer główną ulicą do portu i nad brzeg morza, szybko jenak wracam, bo leje. Chyba dzięki częstym deszczom i chmurom na wybrzeżu karaibskim jest nieco chłodniej, niż nad Pacyfikiem, choć bardzo wilgotno i parno.
W porcie cumują dwa duże statki pasażerskie, z których schodzi na ląd tysiące turystów. Wszyscy biali, bogaci, wiekowi, nienagannie ubrani i właściwie bardzo podobni do siebie. Po wyjściu na brzeg fotografują wszystko, co popadnie. Miejscowi skupiają się ze swoimi ofertami usługowymi wyłącznie na nich. Mnie nikt nie zahacza.