środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Droga wśród gór opada szybko, odległość nie jest duża, ale autobus posuwa się wolno zatrzymując się co kilkaset metrów, aby kogoś zabrać lub wysadzić. Wsiadanie i wysiadanie przebiega szybko przy popędzaniu konduktora i jego pomocnika, który biegiem ładuje lub zdejmuje bagaże podróżnych z dachu autobusu. La Libertad to port łodzi rybackich i miejscowość wypoczynkowa. Nazwa 'miejscowość wypoczynkowa' kojarzy się przeważnie z zadbaniem, ale nie tu. Tu jest bród i smród. Pomimo tego jest pełno turystów weekendowych ze stolicy. Od wielu tygodni nie byłem nad morzem, ale widząc na krótkiej, szarej plaży tony śmieci oraz co kilkanaście metrów strużkę wpływających ścieków odchodzi mi ochota na kąpiel. Całe szczęście, że cena w hoteliku, w którym się zatrzymuję na nocleg nie jest dopasowana do miejscowości wypoczynkowej, a do realiów i wynosi 4 usd (to bardzo tanio, jak na Salwador). Przy plaży i na ulicach pełno samochodów - Salwadorczycy kąpią się, jedzą, piją i śmiecą. Przy plaży jest szereg jadłodajni o dźwięcznych nazwach, ale dolatuje z nich smród. W porcie jest molo, na którym sprzedaje się ryby i owoce morza (tu smród jest wprost nie do wytrzymania). Wieczorem miasto pustoszeje, bo weekendowi goście wracają do San Salvador.