środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Lamanai - templo Jaguar
Dzień zapowiada się upalnie, bo na niebie nie ma chmur. Nadspodziewanie szybko łapię okazję w pobliże Lamanai. Kamienista droga prowadzi przez pola uprawne (prawie nie ma drzew) i rozległą osadę Mennonitów. Małe, drewniane i zadbane domki są rozrzucone wśród pól. Mennonici tworzą osobną społeczność i zawierają związki małżeńskie tylko między sobą. Nie mają elektryczności i nie prowadzą pojazdów mechanicznych (z wyjątkiem maszyn rolniczych). Jedynym środkiem lokomocji, jakim jeżdżą są zaprzężone w konie czterokołowe bryczki. Kobiety i dziewczynki noszą ciemne i długie suknie oraz duże słomkowe kapelusze. Krój tych strojów to moda z końca XIX wieku. Mężczyźni i chłopcy noszą do pracy spodnie ogrodniczki, flanelowe kraciaste koszule i kowbojskie kapelusze. Ich ojczystym językiem pozostaje dialekt północnoniemiecki, choć mówią również po angielsku. Tyle dowiaduję się od współpasażerów Metysów i z bezpośredniej styczności, bo kierowca kupuje w ich sklepie masło i sery. Wysiadam całkowicie zakurzony w wiosce zamieszkałej przez Indian Mopan. Z wioski Indian Church pozostaje do Lamanai 1 mila do przejścia na pieszo. Idąc przez dżunglę mijam ruiny kościoła katolickiego, pobudowanego przez Hiszpanów w XVI wieku i w tym samym wieku zniszczonego przez Mayów.
Lamanai zajmuje rozległy obszar nad szeroką rzeką.
Lamanai - templo Mascara
Miejsce było zamieszkane od 1500 roku p.n.e. do momentu przybycia hiszpańskich konkwistadorów, a więc prawie do połowy XVI wieku. Całość pokrywa gęsta dżungla, a do poszczególnych budowli prowadzą ścieżki. Odbudowanych jest kilka budowli, a mianowicie Templo Jaguar (piramida ze stylizowanymi kamiennymi maskami jaguarów), Templo Mascara (niewielka piramida, której połowę boku zajmuje wielka stiukowa twarz o wysokości 4m), Piramide Alto, najwyższa piramida w Lamanai o wysokości 35 m oraz rozległa rezydencja królewska. Rezydencja królewska to zamknięty wokół placu czworobok pomieszczeń mieszkalnych. Najwięcej czasu poświęcam trzystopniowej piramidzie ze zniszczonymi kamiennymi zdobieniami i schodami o różnej szerokości na każdym poziomie. Ze szczytu, z którego aż się w głowie kręci, widać leniwie płynącą rzekę, bliżej dżunglę, a dalej pastwiska. Lamanai to piękne miejsce. Chodząc ścieżkami trafiam od czasu do czasu na leżące resztki pokrytych mchem steli i ołtarzy. Chodzenie wśród gęstej dżungli od budowli do budowli ma w sobie coś ekscytującego, szczególnie, gdy budowle są ciekawe, bo jest się zaskakiwanym widokiem budowli wśród drzew. Gdy sobie uświadamiam, że to ostatnie miejsce Mayów, które zwiedzam w Belize to trochę mi żal, ale pocieszam się, że jeszcze w Meksyku zobaczę trochę starej cywilizacji Mayów. Czas szybko płynie i ani się spostrzegam, gdy robi się południe.