środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Docieram do rozjazdu dróg na pustyni. Idąc przez małą wioskę zostaję zagadnięty przez jakiegoś faceta i od słowa do słowa rozbijam namiot na jego podwórku. Facet jest nauczycielem, a jednocześnie kolekcjonerem różnych staroci. W domu stylowo podobnym do zameczku (wieża z flankami) ma sporo ciekawych rzeczy - fonograf, stare sombrera, kamienne groty strzał i inne narzędzia dawnych Indian, stare fotografie, broń palną z XIX wieku i stare kufry zapełnione różnościami. Zaskoczony jestem nie tylko zbiorami mojego gospodarza, ale i wielkością wioski, która ma 800 mieszkańców, to dość zaskakujące w środku kamienistej pustyni, gdzie do najbliższych osad są dziesiątki kilometrów. Z czego ci ludzie żyją - okazuje się, że uprawiają ziemię i mają bydło.