środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Za Ocosingo idę długo pod górę krętą szosą nie mogąc znaleźć odpowiedniego miejsca na zatrzymywanie samochodów. Czekam długo, bo oprócz taksówek prawie nic nie jedzie. Jestem na wysokości 900 m npm, więc temperatura powietrza jest bardzo przyjemna. Po trzech godzinach oczekiwania jadę pickupem do San Cristobal de las Casas. W miarę nabierania wysokości roślinność zmienia się w las sosnowy, a ja zbyt lekko ubrany marznę. Przed zmrokiem osiągam cel. Odnajduję schronisko, w którym nocowałem 4 lata temu (40 peso za osobę), Do późna chodzę po ruchliwym mieście, które od mojego ostatniego pobytu poważnie się zmieniło. Przybyło sklepów z rękodziełem, hoteli, biur podróży i restauracji, wiele domów kolonialnych i kościołów zostało odnowionych, a targ indiański rozrósł się. Kolejne uliczki są w trakcie renowacji. Ulice są pełne ludzie zarówno miejscowych, jak i turystów.