środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
W upale ruszam pieszo nie mając pojęcia ile mam do przejścia. Po drodze mijam ruchliwą autostradę (nie będę musiał wracać do Maxcanu). Po dobrej godzinie wchodzę między kolejne pałace i piramidy. Na lekkim wzniesieniu są trzy grupy budowli Ah-Dzib, Ah-Canul i Ah-May. Każda z nich ma piramidę, a pomiędzy nimi są wytyczone drogi. Są kolumny, stele, ołtarze i kamienne koryta. Pałace są w stylu Puuc, a kamienie użyte do budowli mają zabarwienie pomarańczowe. Jest niezliczona ilość platform okolonych schodami i oczywiście pole do gry w pelotę. W niektórych pomieszczeniach są widoczne resztki oryginalnej farby. Oprócz mnie ruiny zwiedza jeszcze jedna osoba - Kanadyjczyk, z którym jadę do autostrady i tylko do autostrady, bo on jedzie na północ do Merida. Na autostradzie jest duży ruch, ale wszystkie pojazdy przejeżdżają obok mnie z dużą szybkością. Upał i brak zapasów picia nie nastrajają mnie optymistycznie. Mijają kolejne godziny i dopiero przy zachodzącym słońcu łapię okazję do Campeche, gdzie na obrzeżach rozbijam namiot.