środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Okazjami dojeżdżam bezpośrednio do wejścia do ruin. Jeśli znaczenie ruin określałoby się ilością uzbrojonych strażników, to z pewnością El Puente byłoby w czołówce. Obiektu pilnuje jeden pracownik cywilny, czterech po zęby uzbrojonych policjantów, dwa dorosłe owczarki niemieckie i 13 szczeniaków. Zanim szef zgodzi się na moją prośbę o rozbicie namiotu na terenie ruin mija sporo rozmów, w końcu z pozytywnym dla mnie skutkiem.
O 8:00 po zapłaceniu za wstęp (60 lempira) wchodzę między ruiny, a tym samym ponownie wkraczam do Świata Mayów. Na plaza central stoi mała piramida, platforma i resztki pomieszczeń administracyjnych. Obok jest kilka domów elity. Teren jest płaski i leży nad małą rzeką, wokoło są góry. Miejsce było w okresie klasycznym zamieszkałe przez ok. 1000 mieszkańców. Dwie godziny wystarczają na zwiedzenie strefy. Jest cicho i spokojnie, bo jestem jedynym turystą. El Puente restaurowali Japończycy, a skończyli w ubiegłym roku. Jestem z odwiedzenia tych ruin zadowolony.