środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Trzy wulkany - Fuego, Agua i Actatenango Wokół Antigua jest kilka wulkanów, w tym dwa aktywne, więc decyduję się na wycieczkę do jednego z nich. Do południa penetruję kolejne zaułki, zaś po południu jadę mikrobusem w kilkunastoosobowej grupie turystów do odległego o 46 km wulkanu Pacaya. Po drodze widać w oddali w rozległej dolinie stolicę Ciudad de Guatemala i dymiący wulkan Fuego. Na stokach Pacaya jest kilka wiosek i widać stąd dobrze kolejne wulkany, Agua i Actatenango. Polna droga prowadzi do małej wioski niedaleko szczytu. Pacaya to park narodowy, wstęp dla obcokrajowców kosztuje 25 quetzali, a sama wycieczka 40 quetzali. Trochę drogo, szczególnie, że krater wulkanu jest w chmurach i jest nikła szansa, że będzie dobra widoczność. Obecność chmur wokół Pacaya trochę mnie dziwi, bo spośród okolicznych wulkanów jest to najniższy wulkan, a pozostałe są dobrze widoczne. Ostatnia wioska jest na wysokości 1800, a szczyt ma 2500 m npm. Grupę prowadzi przewodnik, a nad bezpieczeństwem czuwają stojący po drodze na szczyt uzbrojeni policjanci. Początkowo podejście nie jest trudne, ale pod koniec wejście po czarnym, żużlowym i luźnym stoku krateru jest mocno uciążliwe, szczególnie, że wieje bardzo silny wicher. Po dojściu na krawędź krateru widoczności nie ma, czuć tylko zapach siarki. Mocno marznąc czekamy chwilę i w przebłyskach widzimy fragmenty pożółkłego krateru. Ogrzewamy nieco dłonie ciepłą parą wydostającą się z niektórych szczelin przy krawędzi krateru. Zejście, a raczej zsunięcie się w dół jest dość ryzykowne, bo silny wiatr może zepchnąć w przepaść obok ścieżki. Po wędrówce ręce mam tak zgrabiałe, że dopiero w trakcie powrotnej jazdy jestem w stanie poruszać palcami.