środa, 22 paź 2003 Nowy Jork,
Ciudad de Guatemala - siedziba IDEAH Kolorowym schoolbusem jadę za 5 quetzali do Ciudad de Guatemala. Odległość wynosi 42 km, ale już z daleka widać położone w rozległej dolinie miasto. Po przybyciu udaję się od razu do ambasady Salwadoru. Budynek otoczony jest wysokim murem, a na wierzchu jest drut kolczasty pod napięciem. Do podania o wizę muszę złożyć szereg dokumentów, a mianowicie ksero kilku stron paszportu (w tym ksero wizy USA), formularz wizowy, 1 zdjęcie oraz bankowy dowód wpłaty 30 usd. Po złożeniu tych dokumentów muszę czekać do jutra do godziny 13:00. Mimo moich usilnych próśb nie da się tego przyspieszyć. Nie pozostaje mi nic innego, jak poszukać taniego hoteliku. Oczekując na wizę zwiedzę Ciudad de Guatemala, największe miasto Ameryki Centralnej (ponad 2 mln mieszkańców). Autobusy miejskie jeżdżą bardzo licznie, a bilet kosztuje 1 quetzala. Właściwie nie ma biletu, wchodząc do autobusu płaci się kierowcy. Przez autobus przewijają się od czasu do czasu sprzedawcy namiastek. Ruch pojazdów jest bardzo duży, a samochody wyprzedzają się niejednokrotnie na styk. W centrum kwateruję się w bardzo dużym hotelu Grand Central, ale tylko nazwa jest niezła, bo reszta bardzo obskurna. Za ciemny pokoik z rozpadającym się łóżkiem i bardzo nierównym materacem płacę 35 quetzali. Zwiedzam główny plac z pałacem prezydenckim i katedrą i udaję się do Instytutu Antropologii i Historii (IDAEH), aby zasięgnąć informacji o ruinach Mayów. W kolonialnym budynku zostaję skierowany do właściwego wydziału, ale tam trafiam raczej na urzędników aniżeli na archeologów. Aby cokolwiek uzyskać muszę najpierw napisać podanie. Otrzymuję listę i schematyczną mapkę wszystkich odnalezionych ruin Mayów. Nikt nie wie, które ruiny są odrestaurowane, ani jak do nich dotrzeć (mapka nie pokazuje dróg). Instytut nie ma żadnych folderów, ani zdjęć tych obiektów. Otrzymuję spis inspektoratów terenowych, gdzie powinienem uzyskać informacje, które mnie interesują. Kierownik zna z autopsji zaledwie kilka ruin. Niewiele uzyskawszy kontynuuję zwiedzanie miasta. W oczy rzuca się ogromna liczba policjantów oraz uzbrojonych w karabiny ochroniarzy. Przy licznych bankach obstawa liczy kilka osób, a każdy sklep (market, obuwniczy, księgarnia, czy elektroniczny ma ochroniarza stojącego przy wejściu z karabinem w ręku). Pod koniec dnia wysłuchuję w muszli koncertowej na plaza central koncertu narodowej orkiestry symfonicznej z okazji utworzenia nowego rządu. Końcem grudnia były wybory, a w zeszłym tygodniu powstał nowy rząd z prezydentem Bergerem na czele. Na ulicach jest niewielu Indian. Ciudad de Guatemala, niezbyt atrakcyjne miasto jest zamieszkałe głównie przez Metysów. Prawie nikt nie używa pełnej nazwy stolicy, wszyscy mówią krótko Guate. Prawie wszystkie małe sklepiki mają solidne kraty, hotele również, więc tuż po zmroku wracam do swojego hotelu.