środa, 26 paź 2005 Wisełka,
W nocy budzą mnie kilkakrotnie piski myszy, smaganie wichru i deszcz siekący po ścianach i dachu kempingu. W trakcie śniadania zastanawiam się, czy opuścić to niezłe miejsce na czas deszczu. Kilka razy jestem już gotowy do wyjścia, jednak nawałnica deszczu zatrzymuje mnie w chatce. Taka pogoda utrzymuje się do południa. Wreszcie przy wyjściu nie pada i wkrótce jadę do Invercargill, całkiem sporego miasta na południowych krańcach Nowej Zelandii. Bezdeszczową chwilę wykorzystuję na szybkie zwiedzenie miasta z licznymi kościołami i pomnikami. Deszcz dopada mnie jednak już w trakcie marszu za miasto. Łapię wprawdzie szybko okazję, ale i tak zamoknięcia nie unikam, bo wysiadam w deszczu w jakiejś maleńkiej osadzie farmerskiej Tokanui.