środa, 26 paź 2005 Wisełka,
Tathra Beach Po przejechaniu 20 km ponownie jestem w Eden. Mgła zdaje się być dla tego obszaru charakterystyczna, bo i tu nad ranem wszystko jest spowite w bieli. Dzięki temu port rybacki wygląda efektowniej. W Eden zaczyna się Szafirowe Wybrzeże. Odległości między osadami są niewielkie. Krajobraz całego wybrzeża jest bardzo efektowny - kręte rzeki wpadające do urokliwych zatoczek, wyjątkowo urozmaicona linia brzegowa, skaliste klify, o które z wielkim hukiem rozbijają się oceaniczne fale, łukowate plaże ze skalistymi cyplami, wąskie przesmyki, górzysty teren porośnięty zielonymi lasami eukaliptusowymi, liczne jeziora, stawy i niekiedy mokradła. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżam do Merimbula, bardzo zatłoczonej turystami osady (przypominam, że jest długi weekend), gdzie robię zakupy i w której nie zatrzymuję się długo, bo mam w planie piętnastokilometrowy pieszy szlak wzdłuż wybrzeża zaczynający się od następnej osady Tura Beach (to kilka kilometrów dalej). Szlak zaczyna się w lesie tuż przy plaży. Dowozi mnie tu jakiś malarz mieszkający w pobliżu. Jest tu kilka zadaszeń ze stołami i ławami. Jem obiad i ruszam ścieżką w plątaninę wysokich, suchych krzewów, których tylko czubki są zielone. Od czasu do czasu schodzę na plażę z widokiem na skaliste wysepki porośnięte tylko trawą. Są tak blisko brzegu, że w czasie odpływu robią się z nich półwyspy. Przechodzę obok ujścia rzeki, która nie wpada do morza, bo ma za mało wody aby przebić niewielkie wydmy. Ten ciekawy teren to niewielki park narodowy Bournda. Robi się pochmurno i zaczyna kropić deszcz. Jest jednak ciepło, więc spokojnie kontynuuję marsz (zresztą nie mam innego wyboru). W jednej z zatoczek kąpię się, a o zmierzchu dochodzę do Tathra Beach - miejscowości pełnej wczasowiczów i trochę podobnej w charakterze do Wisełki. Przechodzę po ciemku całą miejscowość i dopiero późnym wieczorem, gdy przestaje padać, rozbijam się w pobliżu pola golfowego.