środa, 26 paź 2005 Wisełka,
Po trzech godzinach lotu, tuż po 18:00 (zmiana czasu) ląduję na lotnisku Auckland. Jestem dość głodny, rano zjadłem małą kanapkę, później stewardzi też nie rozpieścili mnie jedzeniem podając też tylko kanapkę, ale zanim opuszczam lotnisko zasięgam różnych informacji, dostaję darmowe mapy Nowej Zelandii, pobieram w bankomacie trochę dolarów nowozelandzkich i korzystam z darmowego internetu. Po wyjściu z lotniska od razu spotykam się z miłym akcentem. Jakiś samochód zatrzymuje się obok mnie i kierowca pyta, dokąd zmierzam. Nie mam skonkretyzowanego planu, wiem tylko, że nie chcę jechać do centrum. Jadę do pobliskiego Manukau City, miasta na południowym obrzeżu wielkiego Auckland. W supermarkecie zapoznaję się z tutejszymi cenami - są wyższe niż w Australii. Tuż obok centrum administracyjnego przebiega autostrada. Wjazd na nią jest pozbawiony pobocza, co bardzo utrudnia mi autostop. Zaczyna lać deszcz, więc chowam się pod wiadukt i rozbijam namiot.