środa, 26 paź 2005 Wisełka,
Leje całą noc i przestaje dopiero w południe. Jest zimno i szaro, ale wszystko mam suche, bo przezornie rozbiłem się pod mostem. Chyba zrezygnuję z planowanego marszu przez Humpridge (ponad 50 km w jedną stronę przez średnie góry, ale z ponoć wspaniałymi wąwozami z gigantycznymi drewnianymi wiaduktami). Wiszące chmury, z których w każdej chwili może zacząć padać dalej, nie zachęcają. Rzeczywiście, po wyjściu spod mostu zaczyna ponownie padać. W centrum osady tkwię pod dachem chroniącym chodnik. Pada z różnym natężeniem. Jedynym zajęciem jest obserwacja podjeżdżających pod sklep samochodów. Ruch przelotowy jest niezmiernie nikły. Prognoza na najbliższe dni to deszcze, wiatry i temperatury od 6 do 12 C. To przesądza ostatecznie o rezygnacji z Humpridge. Chyba jednak skorzystam jeszcze raz z mostu w Tuatapere, bo zbliża się wieczór. Niespodziewanie dla mnie samego ktoś miejscowy zabiera mnie do swojego domku kempingowego nad morzem. Po drodze do odległego o 50 km Colac Bay serdeczne małżeństwo pokazuje mi szkierowe wysepki o kształcie małpy (Monkey Islands) i oddaje od dyspozycji swój kemping. Colac Bay to osada kilkudziesięciu domków rekreacyjnych nad samym morzem. Na morzu sztorm, na zewnątrz zacinający deszcz, a ja w skromnej budzie, ale mam sucho i do dyspozycji kuchenkę. Siedzę przy oknie z widokiem na rozszalałe morze i piję herbatę. Kilka minut bezdeszczowych wykorzystuję na krótki spacer żwirową plażą, ale już na powrocie dopada mnie deszcz.