środa, 26 paź 2005 Wisełka,
Wybrzeże pod Fleurieu Dzień jest chłodny i pochmurny. W trzy osoby jedziemy na wycieczkę samochodem po okolicy. Najpierw na półwysep Fleurieu. Trzeba przejechać sporo kilometrów, aby wydostać się z obszaru zabudowanego. Wzdłuż wybrzeża ciągną się domy mieszkalne. Ma się wrażenie, że każdy Australijczyk ma dom nad oceanem. Napatrzywszy się dość na wybrzeże skręcamy bardziej w głąb lądu ku wzgórzom, z małymi osadami. Na końcu cypla jest Cape Jervis, skąd widać wyspę Kangaroo. W pierwsze święto Bożego Narodzenia prawie nikt nie pracuje, nawet promy nie kursują. Od czasu do czasu pada przelotny deszcz i wieje silny wiatr, a temperatura spada nawet do 15 C. Przemierzamy dziesiątki kilometrów, by dotrzeć do miasteczka turystycznego Victor Harbor. Miasto ma bardzo atrakcyjne położenie - na niewielkich wzgórzach nad zatoką z licznymi skalistymi wysepkami. Największa z nich - Granite Island leży blisko brzegu i jest połączona z lądem mostem. Jak kozica chodzę po tej wyspie, potem jemy obiad i jedziemy dalej w obszar delty rzeki Murray. W Goolwa przejeżdżamy mostem na dzikie do niedawna wyspy. Do niedawna, bo aktualnie buduje się tu spore osiedla ekskluzywnych domów mających od frontu ulicę, a z tyłu kanał wodny, czyli po przyjeździe do domu samochodem, który zostawiany jest w garażu, można przejść przez dom i wsiąść na łódkę lub jacht. Miło byłoby zamieszkać w takim domu. Szerokim łukiem objeżdżamy Adelaide, kierując się w stronę Barossa Valley - obszaru winnic. Do winnic już nie docieramy, bo dzień jest za krótki, za to zwiedzamy Lobethal - miasteczko słynące ze strojenia światełkami domostw i ogrodów w okresie Bożego Narodzenia. Klucząc małymi miasteczkami położonymi wśród wzgórz i dolin wracamy do Adelaide.