środa, 26 paź 2005 Wisełka,
Matukituki pada
Całą noc siąpi i rano mam wszystko mokre. Nadzieją napawa mnie chwilowa przerwa w mżawce, ale słońca niestety nie widać. Zwijam mokre rzeczy, zakładam suche ubranie i ruszam. Najpierw przechodzę mostkami przez potoki, potem mocno pod górę w kierunku ośnieżonego Mount Aspiring. Moim celem nie jest jednak ta góra wysokości 3033 m npm, lecz chatka French Ridge na wysokości 1465 m npm. Niedługo cieszę się bezdeszczową pogodą. Po pół godzinie zaczyna lać, z każdą chwilą coraz mocniej. Błoto na ścieżce szybko zmienia się w potok zimnej wody. Polar przemaka, brodzę po kostki w wodzie, więc nie dziwota, że robi mi się bardzo zimno. Żeby odciążyć nieco ciężki plecak wkładam mokrą kurtkę. Droga wśród lasów zaczyna mi się dłużyć. Jestem coraz bardziej zziębnięty i coraz wolniej się poruszam, bo mokre długie spodnie ograniczają mi ruchy. Po ok. 3 godzinach wychodzę z lasu na otwartą przestrzeń. Nadal jest bardzo stromo, widoczność mam bardzo ograniczoną, bo chmury wiszą nisko, deszcz jest bardzo mocny i do tego z gradem, po prostu leje się na mnie ściana zimnej wody. W butach chlupie, kolana sztywnieją z zimna, że ledwo stawiam kroki - mam dość. Gdy w końcu docieram do chatki trzęsę się z zimna jak galareta. W chatce nie ma ogrzewania! Zarządca chatki robi kolejne herbaty, abym się nieco rozgrzał. Na zewnątrz pada już deszcz ze śniegiem, a w chatce jest niewiele ponad 0 C. Mimo tego rozwieszam wszystkie mokre rzeczy. Wieczorem do chatki dociera jeszcze dwóch alpinistów. Wybierają się na Mount Aspiring. Tuż przed zmierzchem przestaje padać i na chwilę chmury rzedną ukazując surowe piękno okolicznych gór.
Na zewnątrz leży świeżo spadły śnieg, a małe stawy pokryte są cienką warstwą lodu. Temperatura w chatce wynosi +3 C. Wszystkie moje rzeczy są nadal mokre. Nawet nie myślę o ewentualności włożenia czegoś na siebie. Ok. 10:00 chmury rzedną i pojawia się słońce. Najchętniej wywiesiłbym wszystko na zewnątrz, bo słońce i wiatr szybko by wszystko wysuszyły, ale w pobliżu czatują papugi kea, które mogłyby posiekać moje ubrania. Na zewnątrz suszę tylko namiot, resztę na nasłonecznionych miejscach w chatce, czyli parapetach i podłodze. Teraz mogę się rozejrzeć wokół. Boże! Jakżeż tu pięknie, gdy świeci słońce! W czasie, gdy rzeczy schną rozglądam się po górach. O 12:00 wszystko z wyjątkiem butów jest względnie suche, roztapia się też śnieg z najbliższej okolicy. Mogę ruszać. Skarpetki owijam folią i ruszam.