środa, 26 paź 2005 Wisełka,
Dziś wieczorem mam lot z lotniska w Melbourne do Launceston na Tasmanii. Oliver (młody Niemiec, z którym jadę od wczoraj) ma kuchenkę, więc dziś piję po śniadaniu herbatę. Przez Geelong (drugie co do wielkości miasto stanu Victoria) jedziemy do Melbourne. Bezchmurne niebo i upał. Melbourne jest prawie wyludnione. Zwiedzamy nowoczesne centrum miasta i zabytki epoki wiktoriańskiej - katedrę św. Patryka (największy kościół w Australii), parki, ratusz, budynek parlamentu, dworzec kolejowy i szereg innych. Centrum nad rzeką to przede wszystkim nowoczesne drapacze chmur. Ok. 17:00 Oliver odwozi mnie na lotnisko. Jest 42 C, w ciągu dnia było jeszcze cieplej. Do wylotu mam sporo czasu. O 21:00 wylatuję wraz z kilkunastoma pasażerami tanimi liniami Jetstar. Po 45 minutach lotu ląduję już o zmroku na lotnisku Launceston, drugiego co do wielkości miasta Tasmanii. Jest wyraźnie chłodno, a z zachmurzonego nieba spada kilka kropli deszczu. Wychodzę z maleńkiego lotniska i po kilku kilometrach rozbijam na łące namiot. Z niewielkiego pagórka mam widok na światła miasta. Czuwam do północy, a nie doczekawszy się sztucznych ogni - zasypiam. Tak wchodzę w Nowy Rok 2006.