środa, 26 paź 2005 Wisełka,
Pierwszy odcinek Berlin - Frankfurt - Singapore za mną, teraz kolej na drugi: Singapore - Sydney. Wśród ulewy i błyskawic samolot startuje. Drobna przekąska na początek, miłe stewardessy, bezsenna noc, obfite śniadanie i niestety nad centralną częścią Australii chmury, więc niewiele widać z czerwonego kontynentu. Po 7 godzinach lotu oddalam się od Wisełki o kolejne 3 godziny różnicy czasowej. Przelatuję Równik i Zwrotnik Koziorożca i o 10:30 jestem w Sydney. Z lotniska do centrum jest 16 km. Nie ma taniej komunikacji miejskiej, więc postanawiam pokonać ten dystans pieszo. Jest ciepło i słonecznie, jak na Australię przystało. Trasa do centrum jest nieciekawa, najpierw tereny lotnicze, później tereny magazynowe, trochę domów jednorodzinnych, ale taki spacer dobrze robi po długim locie. W pobliżu opery napawam się atmosferą Sydney. Wieczorem jadę podmiejskim pociągiem do Berowra do moich znajomych z pierwszego pobytu w Australii.