środa, 26 paź 2005 Wisełka,
Piaskowe muszki dają się we znaki gryząc mnie od samego rana całymi chmarami. Pogoda zdaje się zmieniać, bo od zachodu, zza gór pojawiają się szare chmury. Gdy dojeżdżam do małej wioski Glenorchy, szczyty są już w chmurach. Tu zaczyna się jezioro, do którego wpływa szeroką deltą rzeka Dart. W środku jest Mount Alfred i na nią pragnę się wdrapać sądząc, że będę ze szczytu miał pełną panoramę na deltę, na jezioro, na bliski Mount Earnslaw, pasma górskie i doliny z rzekami. Informacja mówi o dwóch dojściach na szczyt, więc zamierzam jednym wejść, a drugim zejść. Dojeżdżam do początku szlaku zachodniego i zygzakiem (!) - wykrzyknik z powodu wyjątkowości szlaku nie wiodącego jak zazwyczaj ostro pod górę, idę bukowym lasem na szczyt. Buki w ogóle nie przypominają buków europejskich - mają małe listki, szarą i chropowatą korę oraz dużo skromniejszy pokrój. Ostatni fragment szlaku po wyjściu z lasu to już charakterystyczne dla tutejszego terenu ostre podejście przez trawy i skały. Połowę panoramy zakrywają chmury, ale i tak widok wart był wspinaczki. Przemierzam cały grzbiet, ale nie znajduję szlaku na stronę wschodnią, więc wracam tą samą ścieżką klnąc, że niepotrzebnie taszczę plecak. Pomimo, że teren wydaje się wymarły, szybko łapię okazję z powrotem do Queenstown.