środa, 26 paź 2005 Wisełka,
Jeden z mostków na szlaku
Przed zmierzchem dojeżdżam znowu do lodowca Franz Josef , gdzie mam zamiar przejść nazajutrz zamknięty dla turystów szlak prowadzący na góry ponad lodowiec. Zamknięty został pół roku temu z powodu obsunięcia się skały i zniszczenia schodów ułatwiających przejście ponad skalnymi półkami. Przechodzę zabarykadowaną wiszącą kładkę i na ścieżce rozbijam namiot.
Jest jeszcze ciemno, gdy słyszę idących facetów z latarką. Nie są to jednak strażnicy parkowi, bo tylko przechodzą. Gdy jem śniadanie wracają niosąc na plecach upolowaną kozicę górską. Dowiaduję się, że polowanie w parkach narodowych jest możliwe tylko w przypadku polowania na zwierzęta nie rodzime. Nowa Zelandia jest z punktu widzenia fauny dziwnym obszarem, bo przed przybyciem ludzi na te wyspy nie było tu ssaków. Sprowadzone zwierzęta są zagrożeniem dla miejscowych gatunków, szczególnie possum z Australii, robiący niesamowite spustoszenie wśród kiwi. Department of Conservation, czyli Departament Ochrony Przyrody wydał totalną wojnę possumom. Wszędzie spotykam pułapki i trucizny zastawione na te skądinąd miłe zwierzątka. Nie ma na Nowej Zelandii również węży, jaszczurek, czy żab. Jak dotąd nie widziałem też mrówek. Szlak Roberts Point jest bardzo urozmaicony i niezbyt trudny - wiedzie lekko pod górę stokiem góry, w ciekawym lesie, przez szereg wiszących mostków, no i schodów, w tym tych zniszczonych przez skałę. Przejście przez to miejsce wymaga pewnej sprawności, ale jest możliwe. Z punktu widokowego na końcu szlaku widać pięknie lodowiec z góry, no i oczywiście fragment ośnieżonego pasma z bliska. Dobrą godzinę spędzam w miłym słoneczku, po czym wracam, spotykając po drodze kozicę górską. Chętnie udałbym się nad jezioro Matheson, ale gdy docieram do osady Franz Josef Glacier chmury całkowicie zasłaniają góry.