środa, 26 paź 2005 Wisełka,
Po ulewie w Warmun Warmun to zajazd i osada Aborygenów. Niektórzy z Aborygenów pracują w dwóch pobliskich kopalniach - diamentów i niklu. Większość żyje niestety z dnia na dzień pijąc alkohol i paląc nieustannie papierosy. W trakcie nocnej ulewy na płaskim terenie wszystko znalazło się kilka cm pod wodą. W ciągu kilkunastu minut cały grunt w buszu zrobił się płytkim stawem. Zapełniły się strumienie. Moje mokre rzeczy szybko wysychają. Po deszczu jest tylko jeszcze ślad w postaci płynącego strumienia, ale i on szybko wyschnie. Jakby w rekompensacie za nocne przemoczenie szybko łapię dobrą okazję do Broome. Na żywej rozmowie z kierowcą czas szybko płynie. Po drodze wielkie farmy bydła i dwie osady - Halls Creek i Fitzroy Crossing. W tej drugiej robimy krótki postój nad jedyną rzeką przez którą przejeżdżamy Fitzroy. Roślinność nie ulega większym zmianom, a im bardziej na zachód, tym teren robi się coraz bardziej płaski. Na zakończenie wspólnej jazdy Oli obwozi mnie po Broome. Broome to osada turystyczna. Jest bardzo rozległa i składa się z trzech części oddalonych od siebie o kilka kilometrów. Centrum handlowo-usługowe, osada niewielkiej ilości domów jednorodzinnych i nieopodal plaży Cable strefa hoteli. Przejażdżkę kończymy w centrum handlowo-usługowym blisko szosy wylotowej do dalszej jazdy. W supermarkecie porządnie się posilam i zaopatruję. Wśród pobliskich namorzynów rozbijam namiot mając nadzieję, że fala przyboju mnie nie podtopi.