niedziela, 20 lis 2011 Stambuł, Turcja
Auckland - wieża telewizyjna
W końcu decyduję się odwiedzić kilka wysp latając z Air Pacific. Ostatecznie głównym celem tegorocznej podróży miały być wyspy Południowego Pacyfiku. Za 6 lotów płacę 1772 NZD - to ogromna suma, dużo wyższa, niż cały przelot z Europy do Nowej Zelandii i z powrotem, ale ponoć poza sezonem te loty też nie byłyby wiele tańsze, bo w granicach 1500 NZD. Po zakupie przyłączam się do grupy demonstrantów protestujących przeciwko nierównomiernemu podziałowi dóbr na świecie. Szybko się orientuję, że to grupa desperatów i nieudaczników życiowych, a protest polega na obozowaniu w namiotach w centrum miasta i ten element bardzo mi odpowiada, będę mógł sobie spokojnie rozbić namiot w centrum Auckland. Po rozmowach z kilkoma osobami okazuje się, że protest już zamiera, a namioty z samego centrum są usuwane i przenoszone do parku Victoria. Dobre i to.
Po południu jest zebranie uczestników protestu. Jest to niewielka grupka osób, głównie bezrobotni, Maorysi i trochę młodzieży, rzekłbym dziwolągów z marginesu. Dziś było posiedzenie sądu, na którym władze miasta chciały uzyskać wyrok nakazujący wyrzucenie protestujących z trawników miejskich. Sąd sprawę odroczył, co protestujący uznali za sukces. W zasadzie dziś mógłbym rozbić namiot w centrum miasta tuz przy ratuszu, ale wieczorem zaczyna padać deszcz i jeden z Maorysów zaprasza mnie do siebie na nocleg. Mieszka w mieszkaniu kwaterunkowym w centrum miasta i żyje z zasiłku. Jak wielu Maorysów ma pretensje do rządu o niemalże wszystko, o to że nie ma pracy, że traktat z Waitangi był oszukańczy, że jego ojcowie stracili ziemie w Auckland, że nie mówi po maorysku, a nawet o to że pije.
Rano żegnam się z Kingiem i ruszam na pieszo w kierunku lotniska, to ponad 20 km. Często pada, wówczas siadam w jakiejś wiacie i przeczekuję ulewę. Dojście piesze z centrum do lotniska nie jest łatwe, bo w niektórych miejscach nie przewidziano ruchu pieszego. Wieczorem dochodzę do lotniska.