niedziela, 20 lis 2011 Stambuł, Turcja
Atol Fakaofo
Posiłki są smaczne i obfite - można jeść ile się chce, bo jedzenia nie wydziela się, poza tym część pasażerów choruje i nie je. Wszyscy pasażerowie (z wyjątkiem mnie) są Tokelauczykami, bądź powracającymi do domu, bądź mieszkańcami Nowej Zelandii odwiedzającymi swoje rodziny na Tokelau. Jednostka należy do rządu Tokelau, a załoga jest międzynarodowa - kapitan jest Samoańczykiem, chief Tuvalczykiem, jest też Fidżijczyk, reszta to Tokelauczycy. Kołysze dość mocno i bardzo nierównomiernie, tak że mam obawy, że spadnę z ławki.
Budzę się tuż przed świtem - jest szaro. Wokół ocean. Buja na tyle mocno, że trudno chodzić. W pewnym momencie widzę kilka ptaków - chyba gdzieś w pobliżu musi być ląd. Od chiefa dowiaduję się, że w odległości 23 MM mijamy wyspę Swains. Wyspy nie widać. Mały skrawek mający 1,5 km2 leży w archipelagu Tokelau, ale administracyjnie należy do Samoa Amerykańskiego. Tokelauczycy uważają, że wyspa jest ich, a USA zagarnęła ją bezprawnie. Na podwieczorek jest duża porcja lodów. Załoga jest bardzo przyjazna. Przesiaduję nieco w sterówce popatrując na kurs na ekranie monitora GPS. Zapada ciemność, więc zasypiam. Tuż przed północą budzę się. Nie buja i jest dużo ciszej - to silnik pracuje na małych obrotach. Jesteśmy przy pierwszym atolu Fakaofo. W niewielkiej odległości od rafy statek zatrzymuje się i wyłącza silniki.
Fakaofo - jedyne zamieszkałe motu
Lekko dryfujemy. Atole nie mają portów, a na ląd można dostać się łódką, która przypłynie z wysepki. Teraz jest ciemno, więc będziemy dryfować do rana, kiedy po pasażerów i po towar przypłyną łodzie. Od fal i wiatru osłania nas nieco atol porośnięty palmami, choć wystaje ponad powierzchnię oceanu niewiele, 2-3 metry.
Ok. 6:00 robi się jasno. Pozycja 9°S i 171°W, a więc trochę pod równikiem i na półkuli zachodniej. Łodzią zostajemy przetransportowani na wyspę. Atol Fakaofo składa się z szeregu wysepek zwanych motu, ale zamieszkałe są tylko dwa motu i to jedne z najmniejszych. Wewnątrz atolu jest laguna, motu mają średnio 150-200 m szerokości i od 100 metrów do kilku kilometrów długości. Najwyższy punkt na atolu ma ponoć niecałe 4 m npm. Wszystkie motu są porośnięte palmami. Główna wysepka jest całkowicie zabudowana, a brzegi są umocnione wałem betonowym. We wsi są dwa kościoły - jeden katolicki, drugi kongregacyjny. W kongregacyjnym trwa nabożeństwo i w tym czasie nikt nie podejmie pracy. Dopiero, gdy nabożeństwo się kończy, wówczas kilku mężczyzn wsiada do łodzi i płynie po odbiór towarów ze statku. Rozładunek ma zająć kilka godzin, więc po przejściu przez całą osadę ruszam przez rafę (akurat jest odpływ) na sąsiednie motu. Przywieziony towar to przede wszystkim ropa do generatora prądu, ryż, cukier oraz mrożone mięso wołowe i kurczaki. Osada to byle jakie chaty stojące bardzo blisko siebie, w osadzie jest stosunkowo czysto, ale na brzegach walają się góry śmieci. Na tym motu nie było już miejsca na szkołę i szpital, więc oba obiekty są na następnym motu. Pływa się tam aluminiowymi łodziami motorowymi. Kilka budynków jest opustoszała i w stanie ruiny. O 10:30 żegnani przez mieszkańców (w podarku dostajemy świeżego tuńczyka do zjedzenia na surowo) odpływamy do następnego atolu Nukunonu.