niedziela, 20 lis 2011 Stambuł, Turcja
Suva - gmachy rzÄ…dowe
Woda opadła. W centrum Nadi trwają prace usuwania wody i błota z ulic, sklepów i domów. Dworzec autobusowy tonie jeszcze w błocie, więc autobusy do Suva odjeżdżają z obrzeża miasta, nieopodal niewielkiej świątyni hinduistycznej. Do Suva jest nieco ponad 200 km, a bilet kosztuje 15,10 FD. Po 4 godzinach jazdy jestem w ruchliwej stolicy Fidżi.
Obchodzę agencje linii statków handlowych. Wszędzie słyszę tę samą informację - nie ma szans na rejs statkiem handlowym. W jednej z agencji dowiaduję się, że z Suva pływają statki-promy, które oprócz ładunków zabierają również pasażerów. Z liczby mnogie robi się liczba pojedyncza - jest to tylko statek-prom rządu Tuvalu. Pływa bardzo nieregularnie, nieraz raz na kilka miesięcy, ale jest radosna wiadomość, że najbliższy rejs jest za kilka dni. Mniej radosna wiadomość, to ta, że wraca do Suva za kilka miesięcy. Bilet na Tuvalu w dwie strony (!) kosztuje 145 FD (łącznie z wyżywieniem), co jest ceną bardzo przystępną, ale lot powrotny z Funafuti do Suva tak przystępnej ceny nie ma - kosztuje 1150 FD ( 500 euro). Będąc w biurze linii Air Pacific, pytam o ceny lotów do Vanuatu i na Wyspy Salomona - są aktualnie znacznie droższe i prawie nie ma już wolnych miejsc. Pewnie przyjdzie mi spędzić ponad miesiąc na Fidżi, co niezbyt mi się uśmiecha, bo pogoda jest paskudna, kraj turystyczny, a ludność nie bezinteresowna.
Suva - powrót dzieci ze szkoły
Na redzie pojawił się statek z Kiribati, który jutro ma wejść do portu, więc chciałbym porozmawiać z kapitanem, czy nie mógłbym się zabrać w rejs. Następnego dnia statek do Kiribati stoi przy kei, kapitan wyraża zgadza się mnie zabrać w rejs na trasie Suva - Funafuti - Nauru - Tarawa, ale musi najpierw skontaktować się z władzami Kiribati, by uzyskać zgodę na mój rejs oraz dowiedzieć się na ile ma mnie skasować. Do Suva wraca za 4 lub 5 miesięcy, bo statek wymaga remontu, więc muszę załatwić sobie powrót (już wiem, że jedyną opcją jest lot liniami Air Pacific. Szczęka opada mi z wrażenia, gdy w biurze linii słyszę cenę za przelot w jedną stronę w tym terminie - bilet kosztuje horrendalne 2900 FD. Po południu w kolejnej rozmowie z kapitanem dowiaduję się, że i tak nic by z rejsu nie wyszło, bo z Tarawa nadeszła wiadomość, iż nie mogę zamustrować, bo przepisy zabraniają kontenerowcom zabierania pasażerów.
Jeszcze próbuję, ale już nie wierząc w pozytywny skutek moich prób. Ostatnim miejscem, o które zahaczam jest port jachtowy, ale aktualnie nikt przez najbliższe miesiące nie będzie stąd wypływał - sezon cyklonów. W ciągu tych kilku dni przemierzam całe Suva wzdłuż i wszerz poznając je prawie w każdym zakamarku.
Wszystkie podejmowane przeze mnie próby dotarcia i powrotu do państw Południowego Pacyfiku drogą wodną nie powiodły się, więc nie pozostaje mi nic innego, jak opuścić Suva, dlatego po śniadaniu u księży zbieram się i idę na pobliski dworzec autobusowy. Do Nadi jeżdżą zarówno autobusy, jak i minibusy i to dość często, więc nie czekając długo wsiadam w autobus i ponownie przejeżdżam tą samą trasę.