wtorek, 3 wrz 2013 Chengdu, Chiny
<b>Około 8 rano idziemy na busika ,trochę negatywnie nastawieni bo Belgowie jeszcze nie jadą dalej a wiemy że trzeba będzie czekać na komplet pasażerów.Ale tu niespodzianka zebrał jeszcze dwójkę oprócz nas i jedziemy- po 80Y/os. Początkowo droga dość dobra , ale po dwudziestu km zaczynają się schody - droga jest w budowie. Jedziemy cały czas przez góry i to dość wysokie- przełęcz na 4670m.Koleiny i nierówności , że skaczemy cały czas jak na trampolinie.Ta męczarnia trwa około 100km. A kierowca jedzie jak zwariowany- jakby wiózł ziemniaki.Ale jesteśmy pełni podziwu dla Chińczyków , bo te 100km wszędzie jest jakiś etap budowy , a warunki bardzo trudne- muszą budować mury oporowe, kruszyć wielkie głazy itd. Myślę że w Polsce taka budowa trwałaby wiekami.W Chinach w każdej części kraju , w której jesteśmy widzimy takie przedsięwzięcia.
Po trzech i pół godz jesteśmy na miejscu. Okazuje się , iż od opisów w przewodniku wybudowano prawie nowe miasto.Szukam hosteli , które mamy podane i nie mogę ich znależć, a nikt nie kuma po angielsku.W końcu widzę gdzieś z tyłu stare budynki i tam znajduję Youth hostel, gdzie mówią po angielsku.Jest to ważne ponieważ musimy z wyprzedzeniem kupić bilety na autobus do Zhongdianu
/ jeden dziennie/.Młody człowiek wskazuje nam gdzie jest dworzec autobusowy/ w życiu bym się nie domyśliła że to dworzec / , niestety następna przeszkoda , bilety można kupić tylko z dwu dniowym wyprzedzeniem, a my chcemy na 29.Chińczycy w hostelu nie chcą nam tego załatwić , a my będziemy w międzyczasie w parku Yading. Może coś się wymyśli. Idziemy jeść oczywiście na chybił trafił- znalazłam już metodę, wybieram danie za 18 lub 15 , to jest coś z warzywami lub z mięsem. Robimy drobne zakupy i do hostelu na odpoczynek.
</b>