niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Junagadh Bez żalu żegnam Veraval i jadę do kolejnego miasta Junagadh, brzydsze od Veraval już chyba być nie może. Odległość jest niewielka, więc w południe wysiadam na kolejnym dworcu autobusowym. Też skwar, też zgiełk, też smog i kurz. Kwiecień nie jest z pewnością dobrym miesiącem na podróżowanie po Gujarat, gdy temperatury przekraczają 40 C, a gorący wiatr unosi tumany kurzu. Zresztą tu w Gujarat nie widuję turystów. Nie ma problemów z miejscami w hotelach i gdzieniegdzie da się co nieco stargować, pomimo, że zatrzymuję się na jedną noc. Junagadh jest podobnie ruchliwe, jak inne miasta, ale jest tu trochę architektury do zwiedzenia, mianowicie trochę ciekawych, choć zapuszczonych gmachów publicznych w centrum, a na niewielkim wzgórzu nad miastem twierdza otoczona wysokim murem. Obszar twierdzy nie jest duży i bardzo zachwaszczony. Wśród chaszczy jest zaledwie kilka obiektów z czasów świetności - meczet z niewielkim cmentarzem, spory basen i dwie głębokie studnie zwane baoli. Na dno studni prowadzą schody, a zejście i wejście jest dość karkołomne, bo schody są śliskie od wilgoci i panuje półmrok. Najefektowniejsze jest wejście do fortu przez kilka potężnych bram. Niedaleko dworca kolejowego jest bardzo ciekawa budowla, mianowicie mauzoleum Mahabat Maqbara miejscowego maharadży z końca XIX wieku. Obok głównej budowli w mieszanym stylu hindusko-muzułmańskim stoją cztery minarety z krętymi schodami prowadzącymi na szczyt. Przepych zdobień kamiennych jest wręcz niesamowity. Po zachodzie słońca jest nieco chłodniej, więc uliczki zapełniają się tłumami chodzącymi od sklepu do sklepu. Ruch jest niewątpliwie dużo większy, niż w centrach miast europejskich w czasie gorączki zakupów przedświątecznych. Przez wąskie uliczki wypełnione szczelnie pieszymi przeciskają się motocykle, a nawet autoriksze ustawicznie używając klaksonów. Około 22:00 ruch i handel powoli zamierają.