niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Yangon - Shwedagon Paya
Ostatni dzień w Myanmarze. Od rana ruszam na długi marsz przez miasto ku dwóm mostom. Na drugim moście zatrzymuje mnie policja. Pierwsza myśl to obawa, że złamałem jakiś zakaz fotografowania mostu, ale policjant nie zatrzymuje mnie w złych zamiarach. Jest szczęśliwy ze spotkania ze mną i z tego szczęścia zaczyna całować mnie po rękach. Zdarzało mi się to już w Indiach, ale tam w pewnym sensie było to dla mnie bardziej zrozumiałe, bo mogłem sprawiać wrażenie, że jestem guru lub baba. Tu jednak jestem całkowicie zaskoczony i nie bardzo wiem jak reagować, więc delikatnie usuwam ręce klepiąc go po plecach i pytam, czy może ma herbatę. Rozmowa przy herbacie idzie opornie, ale ogólnie jest miło. Wkrótce się żegnamy. W jednym z klasztorów oglądam gigantyczny posąg leżącego Buddy i przechadzam się wokół jeziora, na którym jest betonowa replika królewskiej łodzi, w środku której mieści się elegancka restauracja. Na koniec mojego pobytu w Myanmarze, niejako na deser, zwiedzam najbardziej znaną budowlę Myanmaru, czyli Shwedagon Paya. Ilość ludzi i różnorodnych budowli wokół złotej stupy jest olbrzymia. Dla buddystów Myanmaru jest to miejsce święte i przychodzą tu bardzo licznie, aby przed różnymi kapliczkami z posągami Buddy pomedytować.
Krótkie podsumowanie pobytu w Myanmarze. Zarówno kraj, jak i ludzie zrobili na mnie dobre wrażenie, mogę rzec więcej, jestem tym krajem zachwycony. Uśmiechnięci ludzie, uczynni, ciepło ustosunkowani do obcokrajowców - to po pierwsze, po drugie to urozmaicone i smakujące mi jedzenie, a trzecia rzecz to niezwykłe wręcz bogactwo zabytków, może niekiedy dość monotonnych, ale z punktu widzenia Europejczyka bardzo egzotycznych i niezwykłych.