niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Kathmandu - bogini
Dolina Kathmandu leży na wysokości 1700 m npm, więc noce są jeszcze dość chłodne, ale w ciągu słonecznego dnia jest ciepło. Jestem w samym sercu starego miasta, a główny plac nazywa się Hanuman Durbar. Wokół liczne świątynie i stary pałac królewski. Zdaje się, że trafiłem w Nepalu nareszcie na coś pięknego. Od samego rana zaczynam zwiedzanie. Przy placu jest sporo świątyń hinduistycznych z wielopoziomowymi dachami i stary pałac królewski. Z placu odchodzą liczne, wąskie i kręte uliczki pełne kolorowych sklepików i wypełnione potokiem ludzi chodzących na pieszo, ale też i lawirujących pomiędzy nimi motorów. Za zwiedzanie tego miejsca obowiązuje obcokrajowców opłata w wysokości 200 NR. Długich nazw poszczególnych świątyń nie staram się nawet poznać, o zapamiętaniu nie wspominając. Na dreptaniu od świątyni do świątyni schodzi mi pół dnia, drugą część poświęcam na wejście na pobliskie wzgórze, na szczycie której jest gompa oraz stupa Swayambhunath o nieco odmiennych stylu, niż w innych krajach buddyjskich, ale główna idea jest taka sama, czyli kopuła kształtem zbliżona do dzwonu z wąską, okrągłą iglicą z cegły. Trochę zaskoczony jestem faktem istnienia obok stupy świątyń hinduistycznych. Nepal to kraj, gdzie przeważa hinduizm. Po zmroku wracam do centrum, na nocnym targu jem kolację i wdaję się w długą rozmowę z pewnym Nepalczykiem rasy hinduskiej.
Kathmandu - naga baba czyli sadhu
Jest hinduistą, ale nie lubi tej religii głównie z dwóch powodów: systemu kastowego i politeizmu. Ma negatywny stosunek do monarchii w Nepalu, bo w 2000 roku obecnie rządzący król zamordował swojego brata z rodziną, ale jest to wiadomość nieoficjalna, bo oficjalnie śledztwo nie odkryło zabójców. Król nie dba o poddanych i garnie olbrzymie bogactwa dla siebie, podczas, gdy biedny kraj biednieje jeszcze bardziej.
Niebo jest wprawdzie bezchmurne, ale nad miastem unosi się mgiełka smogu. Ponieważ Kathmandu leży w kotlinie otoczonej naokoło górami, więc spaliny z nieustannego potoku pojazdów oraz wzniecane przez nie tumany kurzu (wiele dróg w mieście jest nieutwardzonych) powodują zamglenie. Wiele osób, w tym wszyscy policjanci usiłujący kierować ruchem na najbardziej newralgicznych skrzyżowaniach nosi maski na twarzach. Dziś jest niedziela, ale jak prawie we wszystkich państwach azjatyckich nie odczuwa się tego. Handel i wszystkie punkty usługowe są otwarte. Tragarze noszą na obciążających głowę pasach olbrzymie toboły, murarze murują, krawcy szyją, fryzjerzy strzygą i golą, konduktorzy naganiają głośnym krzykiem pasażerów i jedynie urzędy i banki nie pracują. Po śniadaniu ruszam do kilku odległych o parę kilometrów punktów godnych zwiedzenia. Najpierw zmierzam do najdalszego obiektu, czyli stupy Boudha. Przechodzę obok pałacu, w którym mieszka król.
Kathmandu - ulica
W wielkim ogrodzie otoczonym wysokim murem stoi spory współczesny budynek, który nie robi na mnie żadnego wrażenia. Po drodze mijam potoki kiedyś zwane górskimi, dziś będące ściekami. Woda jest brudna, cuchnąca i pełna śmieci. Nie przeszkadza to jednak ludziom w kąpieli i praniu. Mnie na sam widok aż mdli. "Chodnikami" idzie się bardzo niewygodnie ze względu na krzywizny i zatarasowanie parkującymi pojazdami. Mijam kilka charakterystycznych dla architektury Nepalu świątyń hinduistycznych i sporą stupę Charumati, niewiele mniejszą od stupy Boudha. Potem kieruję się na wzgórze Pashupati do kompleksu świątyń hinduistycznych z mnóstwem różnorodnych obiektów. Do głównej świątyni wstęp innowiercom jest wzbroniony, choć świątynia jest poświęcona bogu Shivie (te świątynie rozpoznaję po trójzębie na szczycie). Trochę mnie to dziwi, bo w Indiach do wielu świątyń też wejść nie mogę, ale jak mnie bramini informowali, świątynie poświęcone Shivie są dostępne dla wszystkich. Przechadzam się obok innych świątyń i kapliczek, rozmawiam z półnagimi facetami określającymi się jako baba i naga baba (cos w rodzaju braminów myślicieli i ascetów), krótko obserwuję ceremonie palenia zwłok na kamiennych platformach nad potokiem, których popioły wrzuca się do potoku. Architektura całości Pashupati jest ciekawa. Do trzeciego miejsca zwanego Sing Durbar, które mam zamiar zwiedzić znowu idę spory kawałek, ale to jakiś pałac niedostępny dla zwiedzających. Pod wieczór chodzę różnymi uliczkami i zakamarkami, gdzie łatwo stracić orientację. Pomiędzy kilkupiętrowymi domami mieszkalnymi stoją liczne niewielkie kaplice hinduistyczne i rzadziej małe stupy. Kathmandu ma chyba problemy z wodą, bo w wielu punktach stoją przed publicznymi kranami kolejki kobiet po wodę.