niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Jaisalmer
Świta. Budzę się na dworcu w Jaisalmer. Wagony są penetrowane przez właścicieli hoteli szukających klientów - z taką sytuacją spotykam się po raz pierwszy. Ceny oferowanych noclegów są podejrzanie niskie, bo za jedynkę 60 IR i dowóz do hotelu jest za darmo. Z pociągu wysiada zaledwie kilku turystów, więc nadwyżka hoteli nad ilością turystów może być wytłumaczeniem niskich cen. Daję się zabrać jednemu z jeepów i wkrótce kwateruję się w sporym pokoju z łazienką. Przy meldowaniu rozwiązuje się zagadka niskich cen - hotele organizują wielbłądzie safari po pustyni i z tego czerpią główny zysk. Właściciel naciska, abym wziął udział w kilkudniowym safari. Nie mam zamiaru korzystać z tej formy pobytu na pustyni, więc entuzjazm i zainteresowanie moją osobą wyraźnie opadają. Nie korzystam również z hotelowej restauracji, bo ceny są dość wygórowane, tylko swoim zwyczajem wychodzę na miasto. Jaisalmer nie jest duży, liczy 50 000 mieszkańców. Wokół jest pustynia, a w środku miasta na wzgórzu jest potężny fort. Zarówno fort, jak i pozostałe budynki zbudowane są z miodowego piaskowca. Używano tego budulca w przeszłości, używa się go i dziś. Na obrzeżu jest niewielkie jezioro.
W mieście gorący wiatr pustynny wznieca kurz wciskający się do oczu, tu nad brzegiem jeziora, wiatr się nieco ochładza i jest bardzo przyjemnie.
Jaisalmer
Z jednej strony jeziora jest niewielka świątynia, a na jeziorze kilka kamiennych altanek. Panuje tu nie tylko przyjemny chłodek w cieniu drzew, ale jest również spokój i cisza. Po południu przechodzę miasto i fort. Miasto żyje z turystyki, a fort jest główną atrakcją. W mieście jest ponoć 400 hoteli i pensjonatów i niezliczona ilość sklepów pamiątkarskich oraz biur podróży oferujących safari na wielbłądach po pustyni. Zarówno w forcie, jak i w mieście są malownicze uliczki z pięknie rzeźbionymi domami, ale ten brud, gruz i ścieki po prostu odrzucają. Mając w pamięci czystość fortu Meherangarh wiem, że nawet w Indiach jest możliwe zadbanie o zabytek. Fort okolony potężnymi murami z dziesiątkami bastionów ma pałac, kilka świątyń i wiele starych domów, w większości zamieszkałych. Jest też sporo ruin, bo fort wskutek przeciążenia osiada powodując pękanie i niszczenie. Chęć zysku na wynajmie powoduje, że do starych domów dobudowuje się niezbyt pasujące przybudówki, choć można by budować w podobnym stylu, bo wiele nowych hoteli i domów nie można odróżnić od starej zabudowy. Ten stan dziwi mnie, bo oglądałem w Indiach wiele zabytków, gdzie dokładano starań do zachowania pierwotnego kształtu, jak i do schludności. Tu, gdzie w zasadzie całe miasto jest zabytkiem dziwi mnie taka degrengolada. Może co do głównego źródła utrzymania nieco się mylę, bo widząc wszędzie reklamy safari z ceną od 500 IR w górę za dzień, to być może głównym dochodem jest wynajem wielbłądów. Spacerując po mieście odnoszę nieraz wrażenie, że stanowię dla miejscowych ludzi atrakcję, co mnie dziwi, bo przecież turystów z całego świata bywa tu sporo, może nie obecnie ze względu na upały, ale w okresie chłodniejszym.