niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Na pustyni Thar Wioska Khuri jest w odległości 47 km od Jaisalmer i jeżdżą tam autobusy. Teren jest nieznacznie falisty, ziemia głównie kamienista z niewielkimi połaciami piaszczystymi, porośnięta zielonymi kolczastymi krzewami, pojedynczymi drzewami, kwiatami o szerokich liściach bylin i resztkami traw. Kozy, owce, krowy i wielbłądy zjadają wszystko, co nadaje się do jedzenia. Po drodze jest kilka niewielkich wiosek o bardzo luźnej zabudowie. Nieodparcie nasuwa się pytanie z czego ci ludzie na tym pustkowiu żyją. Kilka domów wśród niewielkich krzewów na kamienistym gruncie i to wszystko. Domy są dwojakiego rodzaju - starsze (pewnie tradycyjne) chaty z gliny pokryte dachami z gałązek i przeważnie otoczone niewysokim murem z gliny oraz nowsze w formie sześcianu z miodowego piaskowca. Żadnych ulic, a domy są bezładnie rozrzucone. W pobliżu nie ma ani oazy, ani niczego, co uzasadniałoby istnienie osiedla ludzkiego. We wsi widać tylko zwierzęta, czyli kozy, osły, krowy i wielbłądy, bo ludzie w środkowej części dnia siedzą albo śpią w cieniu domostw. Większość ubiera się tradycyjnie, czyli kobiety w bardzo kolorowe sari, a mężczyźni w białe spodnie i długie katany również białe, no i na głowie turbany. Wysiadam w Khuri, dużej wsi na pustyni liczącej ponoć 1200 mieszkańców. Wieś jest jak wymarła. Z nieba leje się żar, więc wszyscy mieszkańcy odpoczywają w cieniu domostw. W okresie chłodniejszym wieś jest odwiedzana przez turystów i jest tu sporo lepianek zbudowanych specjalnie dla nich. Niespiesznie idę nieco ponad 2 km do piaszczystych wydm mijając po drodze cmentarz i niewielki staw. Stojąc na szczycie wydm mam rozległy widok pustyni Thar. Dlaczego pustynia jest zamieszkała i to dość licznie i dlaczego miasta na niej były dość bogate? W wiekach średnich przebiegały tędy drogi handlowe i karawany zatrzymywały się po drodze, poza tym podążali tym szlakiem również pielgrzymi muzułmańscy w kierunku Mekki. Zdaje się, że obecnie poważnym dochodem mieszkańców są również przybysze, turyści żądni jazdy na wielbłądach i zwiedzający stare forty i pałace. Przez Khuri biegnie tylko jedna asfaltowa ulica, reszta to piaszczyste drogi. Prawie wszystkie obejścia są z gliny i odnoszę wrażenie, że jestem w hinduskim skansenie, bo nie ma ludzi, w obejściach jest czysto, ale poza tak jak wszędzie - dużo gruzu i śmieci. Korzystam z zaproszenia w jednym z obejść i wchodzę to glinianej chaty krytej gałązkami. Piję wodę ze studni i kładę się na macie na betonowej posadzce wzorem całej rodziny. W chacie jest stosunkowo chłodno.