niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Diu - szpital
Tuż przed zachodem słońca wjeżdżam przez most na maleńką wyspę Diu będącą przez kilka stuleci aż do 1962 kolonią portugalską.
W Diu są 3 kościoły, jeden jest zamieniony na hotel i muzeum, w drugim jest szpital, a w trzecim jest akurat msza odprawiana po angielsku, co mnie dziwi, bo garstka katolików to mieszani potomkowie Hindusów i Portugalczyków. Jest też oczywiście fort - okazały, ciekawy i nieźle zachowany nie licząc walającego się wszędzie gruzu. Diu żyje z turystyki i taniego alkoholu, więc jest tu sporo turystów hinduskich, przede wszystkim młodych mężczyzn, którzy raczą się alkoholem. W sąsiednim stanie Gujarat, czyli kilka kilometrów stąd, trzeba mieć pozwolenie na konsumpcję alkoholu, obcokrajowcy otrzymują je za darmo, podczas gdy Hindusi muszą zapłacić za tygodniowe pozwolenie niezłą sumę ponad 200 IR. Po południu idę pomoczyć się trochę w oceanie, a raczej w Morzu Arabskim. Woda jest ciepła i mętna. Kontynuuję zwiedzanie. Chodzę krętymi uliczkami starówki kolonialnej, jednak oryginalnych domów jest niewiele, przeważają nowe domy utrzymane w podobnym stylu. Większość mieszkańców to Hindusi i stąd jest tu sporo nowych, betonowych i mało efektownych kaplic hinduistycznych. Rozmawiam trochę z potomkami Portugalczyków. Podobnie, jak inne mniejszości wyznaniowe w Indiach, mają o Hindusach złe zdanie. Tu narzekają również na politykę rządu. Wielu urodzonych przed 1962 zachowało obywatelstwo portugalskie, choć z tego tytułu mają bardziej skomplikowane życie. Co roku muszą występować o przedłużenie prawa pobytu wnosząc przy tym niemałą opłatę. Diu jest zdecydowanie spokojniejsze i bardziej czyste, ale i tak od razu widać, że jest się w Indiach. Ślady kolonialne szybko zanikają. Wieczorem przechodzę przez most na półwysep Ghoghla, aby o zachodzie słońca popatrzeć na rybaków wracających z połowu.