niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Varanasi - ghaty
Kupuję bilet na wieczorny pociąg do Jaipur, ale dostaję na kuszetkę odległe miejsce rezerwowe. Wieczorem mam się dowiedzieć, czy będę miał miejsce leżące. Mam przed sobą cały dzień oczekiwania w nudnym mieście. Gorakhpur jest dużym miastem, ale nie ma tu ani jednego zabytku. O 20:00 dowiaduję się, że nie mam miejsca leżącego. To zbyt długi odcinek, abym jechał w tłoku, więc zwracam bilet. Procedura jest dość skomplikowana, bo najpierw muszę wypełnić formularz, a potem odstać w kolejce i jeszcze zostaje potrącona kwota 20 IR. Kupuję bilet na kuszetkę do Varanasi, świętego miasta Hindusów, które z wielu powodów chciałem ominąć.
O 5:00 rano jestem w Varanasi. Przez 3 godziny tkwię na ruchliwym dworcu w oczekiwaniu na otwarcie kasy rezerwacji biletów przyglądając się tłumom leżących na posadzce ludzi. Wśród tych tłumów oczywiście pełno śmieci i co mniej oczywiste krowy od czasu do czasu srające i szczające na posadzkę - niezwyczajny widok. Kupuję bilet do Jaipur na wieczorny pociąg,i ruszam ku Gangesowi i ghatom. Idę kilka kilometrów przez miasto. Zgiełk i harmider, brud i chaos, mało atrakcyjne świątynie przez które w pośpiechu przewijają się rzesze Hindusów. Na mnie nie sprawia to wrażenia spirytualizmu, a otępiałego pędu, bo tak każe tradycja i religia. Gdy jeszcze po drodze widzę guru, który wytresował małpę onanizującą się w rytm jego bębenka przy tłumie gapiów, to już zupełnie tracę szacunek dla religii hinduistycznej. Tuż przed Gangesem zaczynają się kręte i bardzo wąskie uliczki, tak iż dwóch motocyklistów ma problemy z wyminięciem się. Wśród niewielkich świątyń dochodzę do ghatów. Ku mojemu zaskoczeniu na schodach schodzących ku rzece wcale nie ma kąpiących się tłumów. Miasto leży tylko po jednej, zachodniej stronie rzeki Ganges, a ghaty ciągną się kilka kilometrów. Tu i ówdzie ludzie piorą i myją się w rzece. Wzdłuż ghatów pływają łódki z turystami zarówno zagranicznymi, jak i hinduskimi, ale do oglądania jest niewiele, jedynie przy ghatach, gdzie spala się zwłoki ruch jest nieco większy. Po ghatach ciągają się leniwie krowy i kozy. Jest wielu sprzedawców pamiątek. Przy ghatach spalających zwłoki zgromadzone jest dużo drewna ważonego na dużych wagach (drewno jest bardzo drogie). Wszystko sprawia na mnie wrażenie raczej dobrego i intratnego jarmarczno-religijnego interesu, aniżeli świętego miejsca i obrządku. Mówi się, że Varanasi to nie tylko najświętsze miasto Hindusów, ale i jedno z najstarszych. Nie odczuwam tu ani świętości, ani nie widzę tysięcy lat historii. Zakurzonymi ulicami wracam do dworca. Pijam wodę z kranów, ale jest ona niesmaczna i być może dlatego, że jest ciepła, nie gasi pragnienia. Pociąg odjeżdża punktualnie o 18:15.