niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Ląduję w Kolkata. Idę kawałek pieszo, potem autobusem do dworca w Sealdah. Kupuję bilet drugiej klasy do Siliguri i czekam na pociąg. Już mnie dobija hałas, brud i mało sympatyczni Hindusi (po pobycie w Myanmarze patrzę na Indie jeszcze bardziej krytycznie). Po podstawieniu pociągu na peron Hindusi atakują wejście z taką furią i zaciekłością, jakby od zajęcia miejsca siedzącego zależało ich życie. Do wagonu wchodzę jako jeden z ostatnich i na całonocną jazdę mam do dyspozycji kawałek podłogi między kiblami. Od razu po ruszenia pociągu Hindusi zabierają się do jedzenia, a co za tym idzie do szturmowania kibli w celu umycia rąk. Wkrótce potem ponownie stoją w kolejce, aby się załatwić - a ja co chwilę wstaję. Podróż nie zapowiada się zbyt przyjemnie, ale jakoś przetrzymam. Z biegiem czasu, gdy wszyscy już są syci i wysikani oraz każdy jakoś się ulokował, agresja i zła atmosfera mija.