niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Pindaya - winda
Zwiedzić groty i wrócić do Aungban, a potem do Kalaw już nie zdążę, więc pierwsze co robię w Pindaya, to obejście gorzej wyglądających hoteli, ale najtańszy kosztuje 20 USD. Tyle z pewnością nie zapłacę. Na zboczu stromej góry górującej nad Pindaya jest grota, do której prowadzą zadaszone schody. Oprócz licznych schodów są oczywiście liczne stupy i klasztor. Grota jest otwarta do 18:00, więc jest jeszcze trochę czasu, ale nie będę się spieszył. Idąc do początku schodów, przy których jest sporo straganów spotykam się z serdecznością. Jakiś facet chce mnie zawieźć za darmo okrężną drogą do groty, na straganie kupuję zupę makaronową i zostaję poczęstowany za darmo kawałkami smażonego sera, no i wszyscy machają do mnie na powitanie. Sądzę, że nieczęsto pojawia się tu piechur obładowany plecakiem. Posilony ruszam schodami na górę. Wstęp do groty kosztuje 3 USD + 200 K za robienie zdjęć. Upewniam się, że mój bilet będzie ważny również jutro, bo jak już wspomniałem nie mam zamiaru się spieszyć - w grocie jest ponad 8000 różnych posągów Buddy. Posągi z różnego rodzaju materiału są w niektórych miejscach tak gęsto, że trudno się przecisnąć. Zapada zmierzch. Idę ścieżką wzdłuż stoku wypatrując możliwości nocowania. Na zadaszonej ławce rozkładam śpiwór. Mija mnie parę osób mieszkających w domach powyżej, z którymi witam się zwyczajowym 'minglaba'.
Świt jest piękny. Granatowe niebo powoli przechodzi w krwistą czerwień, która blednie i pojawia się słońce. Gdy zwijam śpiwór przechodzą obok mnie kobiety niosące płachty liści palmowych na dach. Trochę z nimi rozmawiam na migi, próbując założyć na głowę ciężki ładunek.Mój plecak przy tym, to damska torebka. Jest przy tym kupa śmiechu. Już nie pierwszy raz zauważam, że pomimo biedy Birmańczycy są bardzo weseli i lubią się śmiać, a uśmiech prawie nie schodzi im z twarzy. Schodzę na dół, jem na straganie śniadanie i na skróty dochodzę do szosy wylotowej.