niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Colombo - stewardessa
Trasa między Panadura a Colombo to morze slumsów i potworny brud. Wąziuteńkie plaże to kloaka dla ludzi stłoczonych w blisko obok siebie stojących chatach z drewna, dykty, blachy i plastiku. Tory kolejowe prowadzą bardzo blisko brzegu, nieraz nawet 5-10 m. Wieczorem jestem w Colombo. Kwateruję się w sali sypialnej schroniska chrześcijańskiego za 155 LKR.
Pozostały do wylotu czas pragnę wykorzystać na otrzymanie wizy do Myanmaru. Po skomplikowanych poszukiwaniach (już przed dwoma tygodniami szukałem tej ambasady, lecz bez rezultatu) znajduję wreszcie ambasadę Związku Myanmar. Jest w dzielnicy bogaczy, gdzie jeżdżą tylko ekskluzywne samochody, a domów nie powstydziliby się Szwajcarzy. Potrzebne są 4 zdjęcia, wypełnione 3 formularze, zaproszenie lub rezerwacja hotelowa oraz powrotny bilet lotniczy do Yangon. Koszt wizy 20 USD, a czas oczekiwania 3 dni. Znam tylko jednego Birmańczyka - mnicha z Kandy. Sekretarka dzwoni do niego i... zaproszenia już mieć nie muszę. Jutrzejszy wylot ze Sri Lanki przyspiesza otrzymanie wizy do jutra. Wycofywanie się z ulic zamkniętych przez wojsko, przechodzenie co chwilę na drugą stronę ruchliwej ulic, gdzie zielone światło dla pieszych niczego nie odznacza, przeganianie mnie przez żołnierzy z wielu punktów, bo 'high security zone' - to już przerabiałem, teraz mnie to jednak bardziej męczy i irytuje. W południe na ulicach dzielnic, gdzie jest sporo biur pojawiają się sprzedawcy gotowych paczek żywnościowych. Porcja jest tania i względnie smaczna (ryż, kawałek kurczaka i ślad warzyw). Sri Lanka jest wprawdzie krajem buddyjskim, ale odnoszę wrażenie, że ludzie traktują tu buddyzm raczej jako religię a nie jak filozofię, zbyt duży jest hołd dla wojska i dla funkcji, nawet na nagrobkach jest tytułomania - tu leży pułkownik, znany adwokat, czy wicedyrektor firmy. W schronisku jest sporo uchodźców z terenów objętych działaniami wojennymi mieszkający tu miesiącami.
Wizę do Myanmaru otrzymuję o 13:30. W skwarze i miejskim tłoku pokonuję kilka kilometrów dzielących ambasadę od schroniska, jem w tutejszej stołówce obiad i autobusem miejskim jadę w ulicznych korkach na lotnisko. Przejazd trwa ponad 2 godziny, do wylotu jest jeszcze trochę czasu.