niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Mahabalipuram - świątynia na plaży
W Mamallapuram kluczę wśród wąskich uliczek na obrzeżu miasta w poszukiwaniu prywatnej kwatery, którą w końcu znajduję. To pokój w glinianej chacie krytej palmowym dachem. Wokół ogród. Całkiem niezłe miejsce, szczególnie, że jest moskitiera. Zrzuciwszy plecak ruszam na zwiedzanie, a do zwiedzania jest tu całkiem sporo - wykute w skałach niewielkie świątynie, wyciosane z bloków skalnych małe kapliczki, no i główna atrakcja - świątynia na plaży. W mieście jest bez liku warsztatów kamieniarskich rzeźbiących różnej wielkości figury z granitu. W centrum miasta jest spora oferta dla turysty zagranicznego. Nawet w zwykłych barach jedzenie jest wyraźnie lepsze. Idąc plażą mijam dziesiątki łodzi rybackich. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale większość łodzi jest nowa - to dary różnych organizacji i osób prywatnych z różnych stron świata dla tutejszych rybaków po tsunami w 2004. Tu i ówdzie widać jeszcze zniszczenia domostw przy brzegu, ale wszędzie trwają remonty. Mamallapuram to niezbyt duże miasto i jest tu dość przyjemnie.
Gdyby nie moskitiera nieźle byłbym pokąsany przez komary. Do wylotu na Sri Lankę mam jeszcze trochę czasu, a do Chennai jest stąd niedaleko, więc zostaję tu jeszcze na jedną noc. Dzień zaczynam bardzo leniwie i spokojnie. Śniadanie przed chatką, trochę rozmów z turystami z sąsiednich chatek i spacer na plażę, gdzie spędzam kilka godzin na obserwacji turystów i pielgrzymów hinduskich. Wszyscy wchodzą do pół łydki do wody będąc całkowicie ubranymi.