niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Zimne Ooty
Wystarczy mi już pobytu wśród tłumów turystów hinduskich ciągających się po Mysore, choć ciekawie jest poobserwować chociażby stroje. Muzułmanki chodzą w czarnych długich szatach, nierzadko tylko oczy są odsłonięte, choć bywa, że i na oczach jest czarna siatka. Jest sporo mężczyzn chodzących boso i ubranych na czarno - czarna chusta przepasana wokół bioder sięgająca do ziemi, czarna koszula i czarny szal wokół szyi, zaś czoło pomalowane w pasy - to pielgrzymi hinduistyczni. Kobiety hinduskie chodzą w wyjątkowo barwnych szarawarach i sari. W szarawarach całe ciało jest zasłonięte, w sari odsłonięta jest talia. Mysore zdaje się być miejscem dla turystów tylko hinduskich. Autobusem wyjeżdżam o 10:00 do odległego o 160 km Ooty. Pierwsza część jazdy do Gundalpet przebiega sprawnie i szybko, bo droga jest znośna. Potem jazda przez dwa parki narodowe i przez góry i tu jest już gorzej - droga składa się z samych dziur, a autobus ledwo zipie na pierwszym biegu pod górę. Jedyną atrakcją jest stado dzikich słoni przechodzących przez szosę. W zasadzie jedynymi pojazdami są liczne autobusy, zarówno kursowe, jak i turystyczne. W miarę nabierania wysokości robi się chłodniej, ale okien nikt nie zamyka. Kurz i chłód powodują chyba, że zaczynam siąkać. Indie nie należą do zdrowych krajów. W miastach palą się co krok śmieci podrażniając drogi oddechowe, poza miastem kurz na drogach i przeciągi. Płaski teren z roślinnością typu sawannowego przeobraża się w teren pagórkowaty porośnięty gęstymi lasami eukaliptusowymi i sosnowymi. Te góry to Ghaty Zachodnie. Jest tu dużo plantacji herbaty. Do Ooty położonego w rozległej kotlinie dojeżdżam po 6,5 godzinach jazdy. Tu też jest pełno turystów hinduskich przez co mam spore kłopoty ze znalezieniem noclegu. Trafiam do będącego na uboczu schroniska, gdzie dostaję w dużej sali pryczę za 100 IR. Szybko orientuję się, że ceny są tu wygórowane, bo to główna tzw. "hill station", czyli chłodna miejscowość wypoczynkowa południowej części Indii. Krajobraz wokół to łagodne góry, a główną atrakcją jest chłód (Ooty jest na wysokości 2250 m npm) i sklepy ze słodyczami, którymi wszyscy Hindusi się zajadają - tylu cukierni w jednym mieście jeszcze nie widziałem. Po zachodzie słońca robi się zimno.
Noc jest zimna, a nad ranem trawa jest oszroniona. Nos mam zawalony katarem. Nie ma tu żadnych zabytków, a budownictwo jest wg mnie wręcz ohydne. Chodzę najpierw trochę średnio stromymi ulicami, potem kieruję się w stronę małego jeziora. To kolejna atrakcja turystyczna dla Hindusów. Na brzegu są dwa parki rozrywki z płatnym wstępem na teren parków, nie mówiąc już o biletach na wszystkie atrakcje. Płatne jest również używanie aparatu fotograficznego i kamery. Cena wstępu jest taka, jak za zabytki światowej klasy. Reasumując ? wejście i fotografowanie się jest dla Hindusa droższe niż np. wejście do Taj Mahal, a jednak ruch jest tu niesamowity. Przepłynięcie się łódką po jeziorze i pstryknięcie zdjęcia, to schemat, któremu poddają się wszyscy. Wieczorem wszyscy chodzą wzdłuż głównego deptaku drżąc z zimna pomimo założenia wielu ciuchów z rękawiczkami włącznie i opatulenia głowy szalem (wygląda to tak, jakby ich bolały zęby). Patrząc na wydających tu pieniądze Hindusów trudno powiedzieć, że Indie to kraj ludzi biednych. Słodycze w cukierniach (hitem jest czekolada domowej roboty) kosztują ok. 400 Rs za kilogram, a we wszystkich cukierniach jest tłok. Dziś ostatni dzień roku, ale nie ma atmosfery sylwestrowej. Jestem w Indiach już ponad miesiąc, ale nie widziałem, żeby się Hindusi bawili - sprawiają raczej wrażenie smutasów. Tu w Ooty widzę po raz pierwszy supermarkety, ale oferta spożywcza jest bardzo uboga (3-4 małe półki) i nie ma cen. Jem trochę owoców i mijając tłumy ludzi tkwiących w autokarach wracam o 21:00 do schroniska. Jest mi zimno, więc ponieważ nie spodziewam się atrakcji o północy, wsuwam się w śpiwór.
Noc bez fajerwerków, a rano szron na trawie. Kończę wizytę w Ooty. Dla mnie nic tu ciekawego nie ma. Kontynuuję podróż autobusem. Z kotliny autobus wjeżdża na pasmo gór, po czym wąską i krętą drogą w dół bardzo urozmaiconą doliną. Na stokach uprawy herbaty i dość liczne i zwarte wsi. Po zjeździe z gór znowu jest płaski i zaludniony teren, a temperatura wraca do normy, czyli do ciepła.