niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Pemayangtse - gompa
Budzę się o świcie, kiedy jest najlepsza pora na widoczność, niestety nie dziś, Himalaje nadal spowijają chmury. W pobliżu Pelling, na szczytach są dwa klasztory buddyjskie, zwane gompa, to Pemayangtse i Sangachoeling. Oba klasztory zostały zbudowane na początku XVIII wieku i należą do najstarszych na terenie Sikkimu. Kilka kilometrów spacerem przez las lekko pod górę i jestem w pierwszym z nich. Architektura całkowicie odmienna od klasztorów buddyjskich w innych krajach. Prosty, czworokątny budynek z kamienia z piękną zdobioną płaskorzeźbami bramą wejściową do głównej sali, w której mnisi śpiewają monotonnym głosem przy dźwiękach bębna siedząc na poduszkach. Jest posąg Buddy, a ściany są przyozdobione malowidłami różnych straszydeł. Kolorowe są też okna z okalającym je wzorkiem. Dach jest czterospadowy, niezbyt stromy z wygiętymi narożami i pomalowany na żółto. Są młynki oraz kolorowe flagi modlitewne i dość prymitywna, niewielka stupa również o odmiennym kształcie, niż w innych krajach buddyjskich. Wokół jest szereg kamiennych domków, w których mieszkają mnisi. Położenie gompy na szczycie wzniesienia daje rozległy widok na pobliskie doliny i góry. Nieco poniżej na niższym szczycie dostrzegam ruiny byłej stolicy Sikkimu, Rabdentse. Można tam dojść idąc trochę szosą, trochę ścieżką, więc tam idę.
Rabdentse - była stolica Sikkim
Z bliska ruiny okazują się mniej atrakcyjne, niż z daleka, teren jest jednak bardzo zadbany. Aby dojść do drugiego z dwóch pobliskich klasztorów muszę wrócić do Pelling i wspiąć się dość stromym podejściem na grzbiet górski. Trwa akurat budowa serpentynowej drogi do gompy. Niebo się trochę wypogadza, chmury nad Himalajami rwą się, więc siadam na trawie i czekam na odsłonięcie łańcucha ośnieżonych gór. Trochę szczytów widzę, więc jest nadzieja, że jutro rano zobaczę panoramę w pełnej krasie. Gdy słońce wychodzi zza chmur robi się przyjemnie ciepło, ale przy całkowitym zachmurzeniu jest zimno.
Budzę się przed wschodem słońca i nareszcie widzę panoramę ośnieżonych szczytów Himalajów z trzecim najwyższym szczytem świata Kanchendzongą. Widok jest urzekający, a kolor oświetlanych coraz bardziej gór zmienia się od delikatnie różowo-żółtego w pierwszych promieniach słońca do białego w godzinę później. Pędzę na grzbiet Sangachoeling, bo tam widok jest jeszcze lepszy. Kiedy osiągam grzbiet wśród szczytów pojawiają się chmury, więc widok stąd jest podobny do wczorajszego. Jestem i tak bardzo usatysfakcjonowany, bo nareszcie widzę najwyższe góry świata i to z odległości ok. 25 km. Chmury gromadzą się jednak tylko wokół szczytów, a pozostała część nieba jest błękitna, więc jest przyjemnie ciepło. O 9:00 ruszam na kilkudniowy pieszy szlak zwany szlakiem klasztornym.