niedziela, 26 lis 2006 New Delhi, Indie
Kolejka w Darjeeling (UNESCO) Jest zimno, a dolinę zalega rzadka mgła, Ponoć przy klarownej pogodzie można stąd zobaczyć najwyższe szczyty Himalajów. Licząc, że w ciągu najbliższych dni nastąpi taki dzień, załatwiam zezwolenie na wjazd do stanu Sikkim. Biegam wraz z innymi chętnymi do odwiedzenia Sikkimu turystami zagranicznymi między dwoma urzędami w różnych punktach miasta raz pod górę, raz w dół, jako, że Darjeeling jest położony na stoku dość stromej góry. Zezwolenie otrzymuję bez problemu. Pozostałą część dnia spędzam na spacerowaniu uliczkami w górę i w dół i chociaż już się nie spieszę, to i tak często dostaję zadyszki. Miasto jest dość spore, bo liczy 110 000 mieszkańców różnych ras. Te różne rasy to głównie ludność rasy żółtej, czyli Tybetańczycy, Nepalczycy, Ghurkowie i Lepcha oraz oczywiście Hindusi. Położenie miasta jest bardzo atrakcyjne, ale sama architektura miasta do niczego. Większość budynków to wielopiętrowe hotele przyklejone do zbocza góry, tak że z jednej strony jest kilka pięter, a z drugiej dużo mniej. W pokojach jest zimno i wilgotno. Przy uliczkach jest masa sklepików i warsztatów oraz biur podróży. Wieczorem turyści hinduscy chodzą szczekając zębami z zimna, a kobiety opychają się słodyczami. Wielu rozgrzewa się alkoholem, stąd może tak duża ilość policjantów. Darjeeling zdecydowanie mi się nie podoba, choć wszyscy chwalą jego atrakcyjność.