wtorek, 8 kwi 2008 Sopot, Polska
Przebudziłem się przed 7-mą, a chwilę później pojawiła się Gao Ting Thung. Zaskoczyła mnie jej obecność (byliśmy umówieni na 9-tą przed GIANTem), ale i ucieszyła. Zachowywała się dość dziwnie - chciała, abyśmy jak najszybciej opuścili hotel. Kiedy opuściliśmy go, zaprowadziła mnie do baru znajdującego się za ścianą. Nim zdążyłem się zorientować zamówiła jedzenie i zapłaciła za nie na zapleczu, a następnie pożegnała się twierdząc, ze musi iść (nie chciała powiedzieć gdzie). Zjadłem więc spokojnie, w samotności śniadanie i poszedłem zobaczyć co z moim rowerem.?
Tam się nie wiele działo. Koło było prawie wycentrowane, ale dynamem i mocowaniem błotnika nikt się nie zajął. Pokazano mi, że czekają na milicję. Ta i sprawca pojawili się po 10-tej. Po jakimś czasie pojawiła się także tłumaczka o imieniu Larisa. Jej rosyjski pozostawiał jednak wiele do życzenia. Naprawiono wówczas rower do końca poza mocowaniem błotnika i dano mi do zrozumienia, że tego nie naprawią. Wówczas milicjant zaczął wciskać mi do reki 400Y, a tłumaczka namawiać, żebym podpisał w dwóch miejscach jakiś chiński druk urzędowy "in blanco". Kiedy odmówiłem i zażądałem rozmowy z Panią Konsul RP (tłumaczka pytała się, czy to imię, czy nazwisko i gdzie mieszka!). Kazano mi się pakować do samochodu i chcieli mnie wieść na posterunek celem wyjaśnienia.
Odmówiłem dobrowolnego udania się i ponowiłem żądanie rozmowy z Konsulem RP. Wówczas już zadzwonili i po krótkiej rozmowie okazało się, że te 400Y to wymyśł milicji jako rekompensata dla mnie za szkodę. Stanąłem na tym, że przyjąłem 300Y (powinno wystarczyć na nowy błotnik w Polsce). Odbiór pieniędzy pokwitowałem na czystej kartce w j. polskim. Sprawca tak się ucieszył, że ma problem z głowy, ze te 100Y dał tłumaczce, aby zabrała mnie na śniadanie do porządnej restauracji. Była ona w pobliskim, trzy gwiazdkowym hotelu. Tam jako obsługa hotelowa pracowała Gao Ting Thung. W restauracji spędziliśmy sporo czasu zajadając kilka chińskich potraw i deserów, a ja musiałem dodatkowo zjeść dwa barszcze ukraińskie - jeden zamówiła Larisa, a drugi to prezent od właściciela "dla gościa z Polski". Po późnym śniadaniu (a właściwie obiedzie), za które ja zapłaciłem (było to niezrozumiale dla Larisy jak i to, dlaczego wszędzie ustępuję jej pierwszeństwa).?
Przed 15-stą pożegnałem się z obiema dziewczynami i ruszyłem w drogę, dość pechową. Najpierw pękła mi dętka (zakleili mi budowlańcy drogowi, ale tylko na chwilę),, a później dopadła mnie krótka burza. Jedynie widoki były przepiękne. Nocleg udało mi się dostać w bazie drogowców, ok. 389 km od granicy mongolskiej. Dostałem tam kolację i pełny dostęp do sanitariatów.
dystans dnia - 49,94 km
czas jazdy - 2:47:31 h
średnia prędkość - 17,89 km/h
Więcej o wyprawie "Rowerem do Chin":
na stronie http://rowerem.zehej.pl/
Sponsorzy wyprawy "Rowerem do Chin":