wtorek, 8 kwi 2008 Sopot, Polska
Pierwszy dzień od dawna, kiedy mogłem sobie pospać. Niestety, obudziłem się o 7.30. Do południa właściwie tylko czytałem gazetę, którą otrzymałem jeszcze w Ambasadzie w Pekinie oraz trochę porozmawiałem sobie ze studentami Harbińskiego Uniwersytetu. Oni zaproponowali, że pomogą mi przy odbiorze roweru.?
Po przyjeździe pociągu do Harbin o 14.45 udaliśmy się do miejsca odbioru bagażu, ale roweru nie było, a studenci nie potrafili wyjaśnić, kiedy może być. Na szczęście pojawił się chłopak, który jak na chińczyka wyróżniał się dużą zaradnością. Wiedząc jeszcze z Pekinu, że rower może być do odbioru 2 godz. po przyjeździe, poprosiłem go o pomoc w uzyskaniu informacji dotyczących pociągu do Suifenhe. Jak je wszystkie zdobył to i rower już był gotowy do odbioru. Bilet siedzący na nocny pociąg (21.26 - 6.50) kupiłem bez problemu za 76Y. Ale nadanie roweru to już dramat. Poinformowano mnie, ze dotrze on na miejsce dwa dni po mnie! Zaczęła się dyskusja i prośby, już chciałem iść na dworzec autobusowy. Jednak chłopak był na tyle zaradny i kumały, że potrafił z Paniami wynegocjować, aby rower wysłały tym samym pociągiem, którym ja jadę do Suifenhe. Jednak roweru nie zważyli tylko wpisali wagę 25 kg (taka sama waga była na metkach z Pekinu, też nie ważyli) i skasowali 55Y.
Miałem 4 godz.
do odjazdu pociągu. Zjadłem, a następnie postanowiłem udać się do dworcowej poczekalni. Tu okazało się, że jest segregacja. O salach VIP wiedziałem, ale z kolejnej również mnie pogonili, bo miałem zbyt tani bilet. W następnej z tego powodu chcieli ode mnie 10Y. Dopiero w czwartej (standard lepszy od polskich poczekalni) mogłem spokojnie posiedzieć. Tu okazało się, że mój aparat fotograficzny się zepsuł.?
Na 20 min. przed odjazdem pociągu zostałem wpuszczony na peron (jest to jednoznaczne z możliwością zajęcia miejsca w pociągu). Postanowiłem jednak zamienić swoje miejsce siedzące na leżące (nie mogłem tego zrobić w kasie biletowej!). Początkowo miało to kosztować 140Y, ale po chwili okazało się (kiedy stwierdziłem, że nie stać mnie na taki wydatek), że tylko 68Y. Jednak numeracja wagonów była na tyle niezrozumiała, że zamiast do plackarty trafiłem do kupe. Tam prowadnik poprosił Rosjankę mówiącą po chińsku, aby mi wyjaśniła, gdzie jest mój wagon. Tak poznałem Tatianę. Bała się sama jechać w przedziale, więc namawiała prowadnika, abym mógł zostać. Ten zgodził się tylko na kilka minut rozmowy. To wystarczyło, abym dowiedział się, że jej pradziadkowie pochodzą z Polski. Podobno tez wzbudzam zaufanie! Umówiliśmy się rano, ze rano spotkamy się na peronie (chcieliśmy razem jechać dalej do Usurijska w Rosji) i wymieniliśmy się numerami telefonów.
Więcej o wyprawie "Rowerem do Chin":
na stronie http://rowerem.zehej.pl/
Sponsorzy wyprawy "Rowerem do Chin":