wtorek, 8 kwi 2008 Sopot, Polska
Wstałem po 5-tej, szybko się spakowałem i pożegnałem z Zhaog Chun. Do Grot Yungang dotarłem o 6.00. Zastałem mnóstwo osób uprawiających poranna gimnastykę. Plan dogadania się ze stróżem co do zwiedzania upadł. Miałem dwie godziny wolnego czasu. Mogłem spokojnie zjeść i uzupełnić notatki w dzienniku. O 8-ej zacząłem szukać miejsca do pozostawienia roweru (chińczycy wszystkiego musza dotknąć, wszystko po przestawiać w rowerze). Po 30 min. udało mi się dogadać z obsługa, że rower stanie za barierką do wykrywania metali i oni będą na niego zwracać uwagę. Same Groty są bardzo interesujące i warte obejrzenia, ale za 45 min. chodzenia zapłacić 60Y to przesada. Tam poznałem Grzegorza, który samotnie zwiedza Chiny, tylko że koleją i autobusami. Po zwiedzaniu zaprosił mnie na "bułkę i soczek". O 10-tej jednak rozstaliśmy się. Ja ruszyłem w drogę do Datong, gdzie przyszło mi wałczyć z sypiącym się komputerem w kafejce internetowej. Wyłączał się lub internet nie działał. Doszło do tego, że w ponad 2 godz. tylko przygotowałem relacje z kolejnych 2 dni! Później ponad 2 godz. spędziłem na ulicy w cieniu supermarketów i stojących obok straganów. Tam zjadłem i uzupełniłem zapasy wody i dżemu. Przy okazji zobaczyłem codzienne życie na ulicy w najgorszym upale, a właściwie jego brak. Do 15-stej na ulicy nic sie nie działo, a niektórzy sprzedawcy nawet spali!
Przed 16-sta ruszyłem w dalszą drogę. Na szczęście wyjazd miał mało zakrętów, więc poszło stosunkowo sprawnie. Droga była plaska, tylko wiatr momentami dokuczał. Odczuwałem także, że jestem w rejonie przemysłowym - przezroczystość powietrza (widoczność) była bardzo mała. Góry, które są stosunkowo nie daleko, są jakby za chmurami. Po 19-stej zatrzymałem się na dużej stacji benzynowej, aby dokręcić luźne szprychy w tylnym kole. Zauważyłem, że w tym budynku także mieszkają ludzie. Poczęstowali mnie owocem, ale kiedy zapytałem o możliwość noclegu, to machali tylko ręką, abym jechał dalej, pomimo że zaczynało się ściemniać.?
Kilka kilometrów dalej była wioska Xuejladian. Tam zajechałem do baraków robotniczych. Tam poczęstowano mnie arbuzem, ale na nocleg nie przyjęto. Ale nim zjadłem arbuza pojawił się Su Rui ze swoim tatą i oni zaprosili mnie do siebie do domu. Specjalnie dla mnie na kolacje mama Su Rui przygotowała Noodle (wym. nudos), czyli makaron, papryka, pomidor, trochę mięsa i ostre przyprawy. Su Rui napisał mi na kartce w j. chińskim nazwy miejscowości, przez które zamierzam przejeżdżać w kolejnych dniach. Zna j. angielski, więc prawie do 23-ciej siedzieliśmy i rozmawialiśmy.
dystans dnia - 75,22 km
czas jazdy - 4:39:15 h
średnia prędkość - 16,51 km/h
Więcej o wyprawie "Rowerem do Chin":
na stronie http://rowerem.zehej.pl/
Sponsorzy wyprawy "Rowerem do Chin":