wtorek, 8 kwi 2008 Sopot, Polska
Nie pospałem sobie długo - obudziło mnie pukanie do drzwi. To był recepcjonista z informacją, że jeżeli chcę spać dalej, to muszę mu dać paszport. Zamurowało mnie. Jestem przecież "na dziko", więc jest on mu zbędny. Wymyśliłem więc historyjkę, ze wieczorem byłem na imprezie i paszport dałem koleżance, a później zapomniałem go od niej wziąć. Jak chcę to mogę go mu przynieść rano. Skończyło się pakowaniem i kimaniem na krześle do 7-ej rano u niego w recepcji. Później poszedłem do sklepu GIANTa, gdzie portier udostępnił mi sanitariaty. Ok. 8-ej wyprałem się na krótki spacer (od samego rana słonce święciło bardzo mocno). Mogłem zobaczyć codzienne życie miejscowych sklepikarzy. Większość z nich mieszka na zapleczu swoich sklepów, a śniadanie sobie przygotowuje po ich otwarciu na oczach klientów. Na bazarze świerże mięso "podgrzewało" słonce, mięso z kury leżało obok klatek z żywymi kurami do sprzedaży. A zapach - lepiej zapomnieć!?
Jeszcze przed południem przeczytałem w przewodniku informacje dotyczące Datong i okolic, do którego wybieram się od 4 dni. Prawie trzy godziny spędziłem w kafejce internetowej (6Y). Dla Gao Thin Thung zrobiłem trzy odbitki zdjęć. Ok. 15-stej do sklepu przyszła przesyłka, w której była oczekiwana piasta. Mechanik zajął się jej wymianą, a ja przygotowaniem do drogi. Ok. 16.30 wszystko praktycznie było gotowe do drogi. Przed 17-stą poszedłem jeszcze zanieść Gao Thin Thung do pracy zdjęcia i pożegnać się.?
I wreszcie znowu mogłem jechać. Jestem już zmęczony tą szarpaną jazdą od niedzieli. Prawie cały czas jechałem pod wiatr po pagórkowatej drodze. Ale cieszyłem się, że jechałem. Udało mi się nawet znaleźć krótszy wyjazd z miasta (podpatrzyłem kierowcę autobusu, kiedy wracałem do Jining). Szło mi to na tyle szybko i sprawnie (tylko jeden odpoczynek miąłem), że nocleg ponownie wypadł mi w bazie drogowców. Jak im pokazałem co się stało to sie nieźle uśmiali. Na kolację były boazi (wym. bouz), czyli znowu te białe bułeczki, ale tym razem nadziewane mięsem lub warzywami. Do tego ziemniaki w sosie i zupa warzywna. Po kolacji, podobnie jak dwóch innych pracowników, zrobiłem sobie pranie. Niestety ręczne. Na noc dostałem termos gorącej wody (prawie wszyscy tak robią).
dystans dnia - 44,22 km
czas jazdy - 2:23:44 h
średnia prędkość - 18,70 km/h
Więcej o wyprawie "Rowerem do Chin":
na stronie http://rowerem.zehej.pl/
Sponsorzy wyprawy "Rowerem do Chin":