wtorek, 8 kwi 2008 Sopot, Polska
Przebudziłem się przed 6-ta i po chwili leżakowania wstałem i zająłem się czyszczeniem roweru. Akurat przy wejściu do hoteliku stała miska wody, więc postanowiłem ja zagospodarować. Przy okazji pojawiły się usterki do naprawy - guma w przednim kole (nie do zalatania zwykłą łatką, ponieważ dziura jest przy samej nalewce od wentyla, ale wystarczy dopompowywać powietrze co godzinę), pękł spaw w tylnim bagażniku przy środkowym słupku oraz zauważyłem duży luz w tylnym kole. Usterek nie udało się naprawić na miejscu. Dlatego teę po śniadaniu (herbata z mlekiem i dwie białe bułeczki - są tutaj wszędzie), przed 11-stą, ruszyłem w drogę z postanowieniem szybkiej naprawy usterek.
Po 2 km zauważyłem plac ze sprzętem, więc ruszyłem w poszukiwaniu spawarki. Nie mieli jej, chcieli związać to grubym drutem, co i tak nie dałoby wymaganego efektu. Ale kawałek dalej była jakaś budowa (chyba lotniska). Tam jednak spawacz był kiepski, ale spaw chyba wytrzyma (przy okazji zrobił dziurę w bagażniku w miejscu, gdzie jest uchwyt sakwy). Kiedy chciałem ruszać, była akurat 12.00, czyli przerwa na obiad i drzemkę. Skorzystałem z okazji i udałem się do polowej kuchni po przegotowaną wodę. Udało się, a na dodatek zaopiekował się mną sam szef - zaprosił do siebie na solidny obiad, później udostępnił prysznic, a na koniec zaproponował, żebym sobie też trochę pospał.
Ja jednak wiedziałem, że za ok. 30 km będzie jakaś miejscowość, więc może i jakiś solidny wulkanizator się znajdzie, więc ruszyłem w drogę.?
Zamiast zakładu wulkanizacyjnego zastałem raptem kilkanaście budynków (w tym milicyjny) i grupę budowlaną. Trzy razy budowlańcy kleili łatkami "na zimno", jednak bezskutecznie. Natomiast nakarmili mnie tak solidnie, że do końca dnia nie chciało mi się jeść. Również namawiali mnie, abym sobie poleżał. Jednak sami ok. 16.30 ruszyli do pracy, więc i ja ruszyłem w drogę. A że przez cały dzień miałem silny, boczny wiatr, a droga prowadziła jakby pod górę, więc się trochę napracowałem. Odwiedzając po drodze dwa sklepy, zauważyłem dość dziwne ceny. W pierwszym sklepie woda 1,5l kosztowała 8Y, a w drugim Pepsi 1,25l kosztowała 5Y.?
Jeszcze przed 20-sta zaszło słonce, więc kiedy kilkadziesiąt minut później dotarłem do zabudowań na horyzoncie (111 km od granicy wg. słupków kilometrowych), od razu się do nich udałem. Trafiłem na nastawnię kolejową, gdzie było trzech kolejarzy w mundurach i jedna kobieta. Poczęstowali mnie wodą i małym piwem (jeść nie chciałem), ale przenocować nie chcieli. Ale jeden z nich zaprowadził mnie 300 m dalej do biurowca kolejowego, gdzie była bardzo wygodna lawa (szerokość karimaty) oraz sanitariaty, z których mogłem skorzystać.
dystans dnia - 88.75 km
Więcej o wyprawie "Rowerem do Chin":
na stronie http://rowerem.zehej.pl/
Sponsorzy wyprawy "Rowerem do Chin":